Galacticos trzeci raz z rzędu w finale, czyli o kompleksie Realu w Europie.
Królewscy kolejny raz przechodzą dalej, mecz się skończył, Bayern odpada, pojedynek niezwykle zacięty, można by pisać o sędziowaniu, ale Internet ma już dość burz na ten temat, więc zapraszam na spokojną analizę pewnego czynnika, który czyni Real Wielkim.
Artykuł jest moją luźną wypowiedzią, więc może być lekko chaotyczny.
Znowu to się stało, klub z Madrytu w finale. Ale jak to? Przecież PSG, Juventus, czy Bayern mieli go ograć. Ograli? No w komentarzach na pewno, ale na murawie nie sądzę. W każdym meczu było widać walkę, zaangażowanie i strach przed nadmiernym ryzkiem… tylko po jednej ze stron. Zawsze Real grał swoje, to co założył od początku, mimo paru nerwowych chwil (czytaj Juventus) dał radę. Jak? Ani oni ładnie nie grają, ani nie strzelają za ładnie. Jak? Na pewno ma tu wpływ ogranie Królewskich w meczach Ligi Mistrzów, ale jeszcze coś, co ma OGROMNY (czytaj na głos dla lepszego efektu) wpływ na ich sukcesy? Co? Oddziaływanie na psychikę przeciwnika, powodując swego rodzaju kompleks, strach przed grą ryzykowną, ofensywną, zrównoważoną.
Ale skąd się to bierze? Przecież w Bayernie, czy klubie z Turynu nie grają łebki z parku, tylko zawodowcy, przyzwyczajeni do presji, no właśnie. To co jest problemem? Aktualnie Real ma piłkarzy na tyle ogranych w pucharach, że każdy z nich może wziąć ciężar gry na siebie i podkręcić tempo. Ronaldo, Ramos, Asensio, Marcelo, Modrić, Casemiro, czy nawet Benzema, choć po tym meczu to bez tego nawet. Tylu graczy, którzy są w stanie zagrozić, tu podać, to dograć, tu strzelić, bogactwo w czystej postaci.
Ławka zespołu z Madrytu również niesamowita, Isco, Vazquez, Kovacic, Bale, oni wszyscy znaleźli by miejsca kluczowych zawodników w czołowych klubach Europy. Nie ma się co oszukiwać, aktualnie Real ma najpotężniejszy skład, fizycznie oraz medialnie. Ciężko się gra przeciw zespołowi, który nawet przy pladze kontuzji gra na tym samym, stałym poziomie. To uczucie, że możesz biegać, gryźć trawę, a ci tak wprowadzą zawodnika, który jest klasą światową, a przynajmniej czołówką swojej pozycji. To jest dobijające, ale i tak uczuciem, który chyba najbardziej zjada umysły zawodników jest sama gra przeciwko Królewskim.
Nieważne kiedy, gdzie, oni zawsze są klubem wielkim, o dużych szansach na sukces i to lekko wytrąca gracza, nerwy zawsze biorą górę w takim spotkaniu, co było widać w ostatnich meczach Realu w Lidze Mistrzów, przeciwnicy wyglądali, jakby się bali, strzelali, wyrównywali, ale potem to wszystko siadało przez strach przed utratą bramek (specjalnie liczba mnoga dla podkreślenia znaczenia). Może to dziwić, przecież to są zawodowcy, ale jednak coś zawsze się dzieje w ich głowach przed meczami z Galacticos.
Zawodnicy się stresują, to już wiemy, ale co jeszcze? Zauważ, że przed każdym meczem Królewskich od dwóch lat mówi się, że to łatwo, Real teraz słaby, gorsza dyspozycja, kontuzje, musi zostać ograny przez kolejno Napoli, Bayern, AS Monaco, Juventus, Tottenham, PSG, i jeszcze raz Juve i Bayern, ale i tak jakoś zawsze to klub z Madrytu wygrywa.
Czarna magia, czarodzieje jak się patrzy, a tak mówiąc poważnie to jest to śmieszne, bo mówiąc, że Real to nie ma żadnych szans w tym dwumeczu, dostanie z 5-0 i koniec to zarazem wzmacniajmy jego pozycję, klub przeciwnika czuje się podbudowany jak słyszy, jak to oni grają słabo u siebie, jak to Navas wpuszcza, jak to najgorszy sezon Ronaldo i BUM! Strzał w nos, Królewscy w dalszej fazie.
Każdy musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy czasem nie czuje się za pewnie, kiedy słyszy, że ta sesja będzie łatwa, że CV może być byle jakie bo i tak do pracy przyjmą, że ten sprawdzian z biologii będzie tak łatwy, że nosem go napiszesz. No, a potem sesja i po sesji, nie dostajesz się do pracy a z biologii kolejna jedynka wpada do dziennika. Tak to działa, najlepiej to widać na przykładzie PSG, które samo się pokonało, kiedy po przyjściu Neymara i Mbappe już przygotowywali się na przyjęcie Pucharu Ligi Mistrzów.
No, ale halo, tu mówisz, że stres i nerwy, a tu, że pewność siebie, to o co chodzi? A no o to, że po prostu kluby nie potrafią grać z Realem w Lidze Mistrzów. Swego rodzaju kompleks, wyniszcza je psychicznie i tu dochodzimy do meritum całego monologu. Aktualne Galacticos to najlepszy, absolutnie, bezapelacyjnie Real i mógłbym się tu pokusić o powiedzenie klub w historii. Gdyby w jednym czasie zebrać najlepszych piłkarzy Realu Madryt w historii, zgrać ich i wypuścić na murawę, to skład nie różniłby się bardzo od obecnego. Liga Mistrzów stała się dla nich zwykłym turniejem na swoim podwórku według własnych zasad (nie mówię tu o sędziach).
Zdjęcia: https://pixabay.com
Osobiście nie jestem fanem piłki nożnej lecz wiem że dla wielu to ogromna dawna emocji więc za tag pl-emocjonalnie skromny UP.
Osobiście za Realem nie przepadam i w tym sezonie oni na tryumf w Lidze Mistrzów nie zasługują. Jednak coś rzeczywiście jest w tym klubie, że w tym turnieju potrafi sobie radzić.
Moim zdaniem gadanie, że wszystko jest winą sędziów to zwykłe pierdolenie.
Wystarczyłby VAR i po problemie. Ani twojego gadania by nie było, ani ludzi, że błąd sędziego, chociaż jak pokazuje ostatni mecz Lecha z Górnikiem - nawet po VARze są błędy, tyle że nie takie kluczowe.
Nie wszystko jest winą sędziów, ale jeden drobny błąd sędziego może często zaważyć na wszystkim.
With great power, comes great responsibility.