Miało być o zjeżdżalniach, a będzie o tym jak twój strach zagraża dziecku
Zaryzykuj, poradzisz sobie
To dobre słowa, które zwiększają bezpieczeństwo dziecka. Zamiast klasycznego *„uważaj na siebie” *, warto zachęcić je do ryzyka.
Postaram się wytłumaczyć na przykładzie zjeżdżalni jak skomplikowane i nieoczywiste są kwestie bezpieczeństwa.
Czytaj dalej, jeśli chcesz, aby twoje dziecko miało siniaki, zadrapania a jego ubranie było poniszczone i ubłocone.
To mała cena za szczęście i uśmiech dziecka. Doświadczone dzieci są odważniejsze i lepiej poradzą sobie z niebezpieczeństwem, będą miały ciekawsze dzieciństwo, a ty spokojniejsze życie.
Zjeżdżalnia uczy dzieci odwagi i rozwija pewność siebie.
Dziecko wychodząc po schodkach na górę, pokonuje różne lęki. Rozwija poczucie równowagi i koordynację ruchową.
Stojąc na szczycie zjeżdżalni, czuje się większe i silniejsze, widzi cały teren. Patrzy z góry na opiekunów, czuje wtedy dumę. Jest to dla niego pierwsza nagroda.
Jeśli widzi aprobatę u opiekuna, cieszy się jeszcze bardziej. Widząc natomiast strach, traci pewność siebie. Dziecko będzie się wahać czy zjechać, ale to ono podejmuje największe ryzyko i powinno samo podjąć tę decyzję. Wspierajmy je, obserwujmy i cieszmy się z sukcesu. Pomaganie mu i namawianie zaburza samoocenę ryzyka. Jeśli się dziecko boi, to ma ku temu powody, jeśli samo nie może wyjść na zjeżdżalnię, to też nie powinno z niej zjeżdżać. Wsadzając dziecko na zjeżdżalnie i asekurując, odbieramy mu coś bardzo ważnego, dumę z samodzielnego pokonania trudności.
Dzieci rywalizują między sobą i popisują się, pozwólmy im na to. Po paru zjazdach satysfakcja maleje i zaczyna się nuda. Zaczyna się kombinacja, wchodzenie po ślizgu pod prąd, spuszczanie zabawek. Zjeżdża głową w dół na kuckach albo w dwójkę.
I to jest bardzo rozwijające dla dziecka. Postarajmy się przełamać te lęki i pozwólmy im na swobodną zabawę. Jeśli nabiją sobie guza albo będą mieć siniaki, nauczą się więcej o bezpieczeństwie, drobny ból jest dobrym nauczycielem.
Rodzice często ograniczają dzieciom swobodę zabawy, zabraniają wszystkiego, co niebezpieczne. Podcinają dzieciom skrzydła i myślą za nich. Dziecko robi się potulne i traci wiarę w siebie, ma słabszy kontakt z rówieśnikami i wolniej się rozwija. Ślepo ufa dorosłym, podporządkowuje się łatwo, przestaje myśleć i staje się kolejnym trybikiem. W dorosłym życiu gorzej też sobie radzi, zaczyna pracować, zamiast zaryzykować i robić to, co lubi. Brak pewności siebie utrudnia życie towarzyskie i kontakty międzyludzkie.
Zwykle matki są bardziej przewrażliwione i opiekuńcze, taka jest ich natura. Ojcowie natomiast konkretnie psują zabawę przez niecierpliwość i chęć pomocy.
Najlepiej jest, jak dzieci na placu zabaw same się bawią w bezpiecznej odległości od rodziców. Rodzice niech sobie odpoczną i zajmą się sobą.
Potrzebują dużo siły, bo w domu to oni stają się placem zabaw i workiem treningowym.
Budowa zjeżdżalni i szkodliwe „zabezpieczenia”
Zjeżdżalnia to świetna zabawka, którą ciężko zastąpić czymś innym i warto, aby znalazła się na dużym placu zabaw dla większej grupy dzieci.
Przydomowy plac zabaw może się bez niej obejść i te pieniądze można lepiej wykorzystać. Zimą można z dzieckiem zrobić lodową zjeżdżalnię ze śniegu.
Barierki zwykle są bez sensu
Podstawowy problem z barierką jest taki, że dzieci wychodzą na barierki i na nich stają. Niskie barierki są jeszcze bardziej niebezpieczne, bo dziecko może się o nie potknąć albo być wypchnięte i wtedy źle upada. Istnieje też ryzyko zaklinowania. Jeśli jest taka potrzeba to lepiej zrobić barierkę zabudowaną. Jeśli dziecko gdzieś może wejść, to prawdopodobnie tam wejdzie mimo zakazów, kiedy nie będziemy patrzeć. Chyba że wyciągnie wnioski z wcześniejszych doświadczeń i wtedy nie będziemy musieli mu nawet zabraniać, jest to komfortowa sytuacja.
Przy tych wysokościach, jakie ja stosuję, zabezpieczenia ślizgu nie wydają się konieczne, ale norma to norma i robię miękkie linowe barierki, które się przekłada nad głową. Normy jednak nie są obowiązkowe, więc jak nie ma potrzeby to tego nie robię .
Ma to zapobiec przypadkowemu wypchnięciu przez inne dziecko, rówieśnicy i starsi często właśnie tak pomagają nowicjuszom w podjęciu decyzji o zjeździe.
Barierki dają złudne poczucie bezpieczeństwa. Brak zabezpieczeń wymusza na dziecku ostrożność i skupienie. Bez barierek ma też więcej różnych dróg wejścia i wyjścia, co urozmaica zabawę.
Wysokie place zabaw to skarbonka bez dna.
Producenci dobrze o tym wiedzą i robią duże place zabaw, które nie spełniają później norm. Aby były z nimi zgodne trzeba wybetonować teren, dać gumowe maty, powiększyć przestrzenie i kupić dużo dodatków.
Mówią, że plac zabaw spełnia normy, jest to jednak manipulacja, gdyż normy wystawia się na zamontowany plac zabaw. Jeśli przykładowo jest za mała strefa bezpieczna wkoło zjeżdżalni, to nie spełnia on norm. Jeśli zjeżdżalnia nie ma regularnego przeglądu, też przestaje spełniać normy.
Model biznesowy jest taki, sprzedaje się taniej dużą zjeżdżalnię. Po zakupie okazuję się, że jest to niebezpieczne i dla spokoju montuje się „bezpieczną nawierzchnię”.
Polecam więc mniejsze ślizgi ustawione na wysokości jednego metra. Z takiej zabawki dziecko może bezpiecznie spaść na glebę i ma super zabawę.
zjeżdżalnia z barierkami dla dzieci niedowidzących
Tak zwane bezpieczne nawierzchnie to wielkie nieporozumienie
Zamontowanie takiej nawierzchni jest potwornie drogie i trzeba ją co parę lat wymieniać i utylizować zanieczyszczając środowisko.
Dziecko upadając z dużej wysokości, spada na miękką matę, uczy się, że jakkolwiek nie spadnie, to zawsze miękko wyląduje.
Zaburza to jego poczucie bezpieczeństwa. Wychodząc poza teren placu zabaw, może skoczyć z tej samej wysokości na beton, który wygląda podobnie i wtedy już zrobi sobie krzywdę.
Dużo lepszy jest piasek albo żwirek. Takie podłoże wygląda ładnie i bezpieczeństwo jest większe.
Drabinka i schody.
Wszelkie ułatwienia w wychodzeniu mogą być szkodliwe. Drabinki zwiększają bezpieczeństwo, bo filtrują dzieci, można tak zaprojektować pierwszy stopień, że na górę wejdzie tylko dziecko w odpowiednim rozwoju psychomotorycznym. Czasem opiekunowie się boją i chcą pomóc, podkładają np. jakiś pieniek albo podsypują ziemią. Jest to niekorzystne, gdyż obsypując drewniany plac zabaw, powodują jego gnicie. Podkładając pieniek, narażają na dodatkowe obrażenia dziecko, które upadnie. Taka podpora może też być niestabilna i powodować urazy nóg.
Ślizg i strefa upadku.
Tu też można przedobrzyć, np. dosypując za dużo piasku żwirku, ze strachu przed upadkiem.
Dziecko ma się nauczyć spadać bezpiecznie na nogi i utrzymać równowagę, więc upadek na tyłek nie powinien być zbyt komfortowy. Dlatego też robię wyższy próg wybijający.
Podsypanie dużej ilości piasku zmienia wysokość i utrudnia dziecku prawidłowe spadanie. Budując zjeżdżalnie, trzeba zostawić w koło dużo miejsca tak, aby dziecko miało przestrzeń na bieganie i skakanie.
Polecam metalowe ślizgi, gdyż plastikowe się elektryzują i są szkodliwe. Nie tylko fizycznie, ale tez psychicznie. Są tandetnie wykonane, szybko się niszczą i mają brzydkie kolory. Dziecko się do nich przyzwyczaja i osłabia swoją wrażliwość na subtelniejsze barwy. Później wybierają plastikowe jedzenie i plastikowe życie. Mają natomiast jedną zaletę nad metalowymi, nie nagrzewają się tak bardzo. Wystarczy jednak ustawić zjeżdżalnie tak, aby słońce, jak najmniej na nią padało.
Podsumowanie
Mam nadzieje, że jasno napisałem o problemach związanych z bezpieczeństwem. Chciałbym na placach zabaw spotykać odważnych rodziców i szalone dzieci. Straszne by to było, jakby dzieci bawiły się w kaskach i ochraniaczach izolujących je od otoczenia. Zabezpieczenia te czasem są bardzo przydatne, ale też mogą powodować dodatkowe obrażenia. Sznurki mogą się zaplatać, dziecko nie usłyszy zagrożenia, nie poczuje też ruchu powietrza. Czując się pewniej, będzie też bardziej ryzykować niż zwykle.
Czasem widuję dzieci z opiekunami w kaskach i ochraniaczach, jakby tego było mało, to dzieci mają jeszcze kółka boczne i kijek do prowadzenia. Dla „dobra” dziecka kółka są niżej i blokują przechył. Efekt jest taki, że dziecko przy nagłym skręcie się wywraca, bo to kółko mu przeszkadza w pochyleniu. Bez ich pomocy szybciej by się nauczyło trzymać równowagę. Jazda na rowerze jest bardzo trudna przy małych prędkościach, rower się przewraca i ciężko utrzymać równowagę, ale wystarczy szybciej pojechać i można puścić kierownicę. Pozwólmy więc dzieciom się rozpędzić i szaleć, nie hamujmy ich swoim strachem.
zjeżdżalnia w trakcie budowy, stojąca przed moja pracownią
Jeśli podobał Ci się ten artykuł, może zainteresuję cię też poprzedni tekst o piaskownicach,
który znajdziesz tu: kupa piasku czy piaskownica
Zjeżdżalnie na zdjęciach robiłem z moim ojcem Jackiem Szczotką.
Są to tylko opinie i przemyślenia wynikające z moich doświadczeń, obserwacji dzieci i rozmów z opiekunami.
Całość jest oparta o badania nad bezpieczeństwem i normy .
Norma PN-EN 1176-1:2009 to mała książeczka kosztuje 213 zł, jest opatrzona hologramem i ciężko dostępna.
Tak właśnie państwo dba o bezpieczeństwo dzieci. Takie normy powinny być promowane i udostępniane za darmo.
Bardzo mądry tekst. Ze wszystkim się zgadzam, jednocześnie pamiętam jak sama musiałam niemal siłą się powstrzymywać od ingerencji, dobrych rad, ostrzeżeń... i uśmiechać się z aprobatą i zachętą, podczas gdy w środku byłam kłębkiem nerwów :) Rodzice niestety często projektują swoje lęki na dzieci... chcąc je chronić. Nie jest łatwo :D
Widzę, że mamy podobne huśtawkowe doświadczenia.
Dziękuje. Ostatnio też pisałaś o strachu i ten post trochę nawiązuję do twojego.
Jest ciężko, inni ludzie nie pomagają w tym i dziwnie się patrzą
Trafione w punkt! Zgadzam się co do słowa. Idę nadrobić zaległości w czytaniu twoich artyk.
Fajne projekty i życiowe przemyślenia.
Często największą krzywdę dziecku robią nadopiekuńczy rodzice.
Życie polega na nabijaniu sobie guzów-doświadczeń.
ktoś mówił , że boi się umrzeć bez blizn
umieranie bez guzo-doświadczeń to dopiero dramat
Super tekst, w ogóle niektórzy rodzice starają się chronić swoje dzieci przed absolutnie wszystkim, od wszelkich zarazków itp w sterylnych domach - a potem zdziwienie że dziecko łatwo łapie wszelkie choroby, od zadrapań, upadków, w ogóle bodźców, a potem robią się różne problemy nie tylko psychologiczne, nawet od wszelkich konsekwencji swoich czynów. Jak mózg nie dostanie na wczesnym etapie rozwoju odpowiedniej porcji różnorakich bodźców, będzie mu trudniej nauczyć się odpowiednia na nie reagować...
Był taki film "balonowy chłopak", świetnie obrazuje paranoję nadopiekuńczych rodziców ;) ze strachu że ich dziecko się czymś zarazi wsadzili go do sterylnego balonu! :
Jedna uwaga co do normy i jej ceny. Proszę się nie dziwić, bo jest to norma (jedna z) potrzebna do produkcji placów zabaw. I tak nie jest szczególnie droga. A jest po to by teoretycznie ograniczyć nadużycia, żeby była większa pewność że produkowane sprzęty są bezpieczne. To jest oczywiście przestarzały system i trochę bez sensowny. Ale chodziło o to żeby np producent placów zabaw, zanim się tym zajmie, musiał pójść do urzędy i zakupić pakiet odpowiednich norm, i dopiero potem, zgodnie z nimi, robić sprzęt. Także podsumowując normy są dla producentów, a nie zwykłych odbiorców. Być może powinny być takie normy rozdawane za darmo, ale przecież ktoś musi je przygotować, opracować, sprawdzić. Wtedy owe "za darmo" byłoby po prostu za pieniądze wszystkich ;) A myślę że są przystępniejsze metody informowania o bezpieczeństwie.
Filmu nie widziałem , da się oglądać?
Masz rację, ten strach rozciąga się też na zdrowie. Alergia jest chyba pochodną tego strachu, układ odpornościowy wariuje, bo nie wie, przed czym się bronić.
Polski komitet normalizacyjny z tego co przeczytałem, jest rządową jednostka więc i tak za to płacimy.
A jeśli jakiemuś dziecku się stanie krzywda, to na jego leczenie wydamy dużo więcej.
Hm, da się, ale nie jest to kino które mógłbym z czystym sercem komuś polecić ;)
No tak, ale w związku z tym że są opłaty, to częściowo się sami finansują. Nie wiem jak jest w innych państwach, nie wiem też jak to powinno być najlepiej rozwiązane, może i powinny być dostępne za darmo. Tak czy siak chciałem tylko zwrócić uwagę, że normy są ważne dla producentów. Rodzice powinni być, tak mi się wydaje, inaczej edukowani / informowani. W bardziej przystępnych formach.
Rozumiem twój tok myślenia i rzeczywiście lepszym rozwiązaniem byłoby „streszczenie norm”. Normy nie są obowiązkowe, jednak warto wspierać się tymi badaniami.
Jest coś takiego jak plac zabaw robiony przez dzieci, wtedy te normy nie obowiązują nawet w jednostkach podlegających pod MEN. Warunkiem jest, jednak że dzieciom nikt nie pomaga jeśli o to nie proszą :D. Dostają materiały i robią. To jest super.
tip! 0.1 hide
dzięki to miłe :D
Mądre słowa i piękne zjeżdżalnie, brawo! :)
ciesze się i piszę kolejny tekst... ;)
Prze świetny artykuł!
Dziękuje za niego.
Cieszę się i zapraszam na kolejny.
to się Panowie napracowali :)