Wojtek Szczepaniak ps. "Lwowiak" - bohater z mojej ulicy.

in #pl-100latniepodleglej6 years ago (edited)

Na Piewcy opowiadamy różne historie - regionalne legendy, czy też dzieje partyzantów. Dziś postanowiłem podzielić się krótkim, emocjonalnym wspomnieniem osoby, która mieszkała na mojej ulicy. Można powiedzieć, że pomimo upływu czasu i kruchości życia, przez które nie było dane nam się poznać, moje drogi krzyżują się z bohaterem opowieści.


Fot. Wojtek Szczepaniak ps. Lwowiak.

Wojtek urodził się 30 czerwca 1927 roku w Skołoszowie koło Radymina. Pochodził z patriotycznej rodziny. Jego ojciec - Antoni Szczepaniak był oficerem łączności. W 1920 roku wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Jak wielu rodaków, walczył podczas II wojny światowej. Został aresztowany przez Rosjan, a następnie zesłany na Syberię. Udało mu się zbiec z transportu, ale był wycieńczony i podupadał na zdrowiu. Po powrocie do rodziny, stwierdził, że nie jest to bezpieczne miejsce, więc przeprowadził się z najbliższymi do Kielc. Tam zamieszkał na mojej ulicy, a nawet pod numerem mojego rodzinnego domu. Od razu uprzedzę - w PRL zmieniła się numeracja, a moi dziadkowie pamiętają jedynie innego ze znanych mieszkańców ulicy, a w dodatku kolegi Wojtka Szczepaniaka - Wiesława Gołasa. Mało kto wie, że znany i lubiany aktor za namową Zygmunta Kwasa wstąpił do Szarych Szeregów, był także ministrantem w pobliskiej parafii pod wezwaniem Chrystusa Króla. W obu tych miejscach służyli wspólnie z Wojtkiem. Jest to także bardzo odważny i kochający Polskę człowiek. Dziś dom Wiesława Gołasa popadł w ruinę.

Po wojennej tułaczce - ojciec Wojtka podupadał na zdrowiu. Ostatecznie zmarł w 1942 roku. Wojtek oraz jego dwóch braci musieli utrzymywać rodzinę. 15-letni Wojtek Szczepaniak podjął pracę w dawnym Granacie, który pod niemiecką okupacją zmienił nazwę na HASAG. Były to zakłady zbrojeniowe. Szybko jednak zatrudnił się w sławnej hucie Ludwików. Była to jednak praca ponad jego siły, chorował. Zatrudnił się więc w lżejszym zawodzie - jako sprzedawca dewocjonaliów niedaleko katedry, aby w końcu znaleźć miejsce w zakładach Społem.


Fot. Leśna mogiła na kieleckim Stadionie, symboliczny grób Wojtka.

W 1943 roku wstąpił do Szarych Szeregów, gdzie znajdował się już jego brat Zygmunt, który przeżył wojnę i został powszechnie szanowanym księdzem. Oddział zajmował się głównie kolportażem pisma "Powstaniec" oraz dywersją. Malowali na murach hasła antyniemieckie i patriotyczne. Starsi podczas akcji mogli posługiwać się bronią, którą ukrywali w grobowcu na cmentarzu prawosławnym, który znajduje się naprzeciwko ulicy Mahometańskiej.

"Lwowiak" pełnił rolę kuriera i dostarczał informacje dla AK. 6 sierpnia 1944 roku Wojtek odebrał rozkaz od swojego dowódcy - Jana Suligi "Ziemomysła". Polegał on na dostarczeniu zaszyfrowanego meldunku do Niwek Daleszyckich - odległych o około 20 km od domu Szczepaniaka. Postanowił samodzielnie zaszyć meldunek w kołnierzu swojej koszuli. Poprosił mamę o igłę oraz nitkę. Gdyby mniej zadbał o konspirację i poprosił mamę o zaszycie meldunku, być może spotkałby go inny los. Ruszył na rowerze w kierunku Daleszyc. Po drodze - w Marzyszu pod Kielcami został zatrzymany przez niemieckich żandarmów. Jeden z nich zauważył nitkę wystającą spod kołnierzyka. Pociągnął za nią i meldunek wypadł. Wojtek został przetransportowany na Gestapo, które znajdowało się przy dzisiejszej ulicy Paderewskiego. Tam był bity i torturowany.

szczepaniak.jpg
Fot. Grób Wojtka na cmentarzu partyzanckim.

10 sierpnia aresztowano także matkę oraz siostrę "Lwowiaka". Osadzono je w piwnicy obok celi Wojtka, aby słyszały jego krzyki. Dodatkowym okrucieństwem Niemców był rozkaz mycia jego zakrwawionej celi przez matkę. Pomimo tak dużych nacisków, Szczepaniak nikogo nie wydał. Jedne z jego ostatnich słów do matki brzmiały: „Mamusiu, powiedzieli mi, że jeśli wydam swoich albo będę konfidentem, to zaraz mnie wypuszczą, ale ja odmówiłem i oświadczyłem, że nigdy tego nie zrobię. Wtedy grozili rozstrzelaniem”. Niemcy słowa dotrzymali wczesnym rankiem 21 września 1944 roku. Rodzina nie wiedziała, gdzie leży ciało młodego, dzielnego patrioty. Już po wojnie, 29 listopada 1945 roku Zygmunt Szczepaniak wraz z matką towarzyszyli Komisji Ekshumacyjnej do spraw Zbrodni Hitlerowskich. W obecności brata odkopano przestrzeloną czaszkę oraz kości posypane wapnem, spod ziemi wyłoniły się buty Zygmunta, w których brat pojechał na akcję, a także medalik oraz różaniec Wojtka. Nie było wątpliwości, kto tam leży. W miejscu ujawnienia ciała Wojciecha Szczepaniaka postawiono symboliczną mogiłę, a jego szczątki uroczyście pochowano na cmentarzu partyzanckim.


Fot. GRH im. Stanisława Grabdy ps. Bem podczas uroczystości w kościele pw. Chrystusa Króla na Baranówku.

Oprócz tego, że zaszczytem jest mieszkać na tej samej ulicy, na której mieszkał tak wspaniały człowiek, los nie daje mi o nim zapomnieć. Każdego roku w mojej parafii odbywają się uroczystości w lesie na Stadionie, gdzie Niemcy (i nie tylko) mordowali najlepszy kwiat społeczności Kielc. Jest to miejsce dla mnie ważne. Tutaj w młodości grałem w piłkę, obok, na ulicy Wojciecha Szczepaniaka był stary stadion Korony, gdzie przeżyłem niezapomniane emocje i świętowałem awans drużyny do ekstraklasy. W zeszłym roku, gdy dowiedziałem się, że miasto planuje wydzierżawić na dość niejasny cel część tej ziemi uświęconej krwią, stałem się inicjatorem akcji blokującej pomysł. Osobiście zbierałem podpisy środowisk patriotycznych i udało się (na szczęście) to szaleństwo zatrzymać. Od kilku lat własnoręcznie czyszczę grób "Lwowiaka" w ramach akcji "Oddaj chwałę bohaterom". Każdego roku jako stowarzyszenie "Kieleccy Patrioci" zachęcamy szkoły i mieszkańców, aby oczyścić cały cmentarz partyzancki przed 1 listopada. Potem zapalamy znicze na każdym z grobów, przywracając pamięć o ich bezcennych czynach. Tak z zupełnego przypadku, stałem się jednym ze skromnych strażników pamięci o młodym, dzielnym chłopcu z mojej ulicy, który swoje życie oddał Ojczyźnie. Czas, jak widać, nie zabiera pamięci o czynach. Chociaż dziś mówią już tylko kamienie i echo kieleckiego lasu, ludzie nadal pamiętają i są dumni z Wojtka - chłopaka z naszej ulicy.

14859692_658958097598462_7299636587999421361_o.jpg
Fot. Akcja "Oddaj chwałę bohaterom". Opowiadam historię Wojtka biskupowi Piotrowskiemu, który odwiedził nas na cmentarzu.

Artykuł został zgłoszony do dwóch konkursów. Pierwszym z nich jest 100 lat Niepodległej, a drugim 30 edycja Tematów Tygodnia - temat trzeci - jeden miesiąc.

ja.jpg Machina

Sort:  

Dziękuję bardzo za historię "Lwowiaka". Ze swojej strony przepraszam, że nie zauważyłem rano Twojego postu, gdy pisałem post przypominający o konkursie. Naprawiłem swój błąd dopiero teraz, re-edytowałem swój post i dodałem odnośnik do Twojego artykułu.

Nie ma sprawy. Moje artykuły zazwyczaj powstają późno w nocy, gdyż w dzień trzeba pracować :) Swoją drogą, pomysł na konkurs świetny. Gdy przeczytałem Twój post, od razu pomyślałem o Wojtusiu, którego miałem opisać. Kiedyś obiecuję napisać krótki artykuł o Wiesławie Gołasie oraz jego tacie. Historia mało znana, a figura zacna i również z mojej ulicy. Jeśli uda mi się przecisnąć przez stertę krzaków i kamieni, może nawet zrobię kilka zdjęć jego dawnego domu.

Machina

Mam nadzieję na kontynuację tego konkursu w kolejnych tygodniach, więc będę czekał na Twój artykuł o Wiesławie Gołasie i wiele innych ciekawych historii.

Zobaczymy, co przyniesie czas. Może po poniedziałku będzie o czym pisać. Na razie nie mogę powiedzieć, o co chodzi, ale trzymaj kciuki.