Dziennik pokładowy oneironauty. Przygotowanie do podróży.
We wcześniejszym poście poruszyłem bardzo krótko temat świadomego śnienia [tutaj link]. Dziś chciałbym pójść krok dalej i skupić się trochę na samym „procesie” świadomych snów, czyli od tego jak wyglądały początki, aż do tworzenia obiektów i obracania miast w perzynę. Dotknę też kwestii rzetelności tych relacji oraz możliwe, iż uda się podyskutować na temat sposobu rejestracji samych wydarzeń.
Każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku.
O samym świadomym śnieniu (lucid dreaming, LD) dowiedziałem się w zasadzie bardzo późno, bo jakoś około dwudziestego roku życia. Mój problem polegał na tym, że po prostu nie miałem pojęcia, iż takie coś istnieje i jest nazwane właśnie świadomym snem. Dla mnie już wtedy było to coś naturalnego – LD był po prostu zwykłym snem, myślałem, że tak ma każdy z nas. Zacząłem więc czytać i pozyskiwać informacje w tej dziedzinie. Przeróżnego rodzaju poradniki o tym jak nabyć umiejętność świadomego poruszania się w obrębie własnych sennych majaków, jak i różnego rodzaju ideologii dorabianej do całego procesu - od łączenia się z umysłami bóstw, poprzez przechodzenie między czakrami, aż po zagłębianie się w własną podświadomość.
I bardzo niechętnie to robię, ale muszę przyznać, że każda z tych porad dała mi figę z makiem i obszedłem się smakiem. W żaden sposób nie pomogła mi żadna z informacji wyczytanych na kartach wujka googla. Ciotka wikipedia była w tej sprawie dość rozgadana i szeroko opisywała różne zagadnienia, ale brzmiało to trochę jak zrzędzenie starszej pani z 10 kotami w domu. Posłuchać można byle nie za długo. Co teraz począć skoro informacje głównej bazy XXI wieku nie są zbyt pomocne? Może książki specjalistyczne, które są dostępne na zamówienie online? Ale jak tu samemu dobrać odpowiednią literaturę do swoich potrzeb? Cóż mając w sobie masę zapału i szczypte doświadczenia w temacie, wyszedłem sam naprzeciw swym problemom i ad hoc znalazłem rozwiązanie. Będę jak Vasco da Gama w krainie własnych podróży sennych. Zacznę samemu odkrywać wszelkie arkana na tej płaszczyźnie i albo się uda albo... w zasadzie to nie miałem nic do stracenia bo i tak bym przecież spał w tym czasie.
Machaj tak długo, aż polecisz albo się obudzisz.
Nię będe tutaj opisywał żadnego poradnika jak nagle zostać oneironautą. Będzie to raczej opis tego co zrobiłem by osiągnąć ten stan. Może komuś uda się to powtórzyć i krok po kroku dotrzeć do tego punktu, ale zdecydowanie bardziej zachęcałbym by brać to jako wskazówki, a sposób wyrobić sobie samemu na metodzie prób i błędów. Jak zaczeła się moja przygoda? Bardzo banalnie. Nie było tutaj fajerwerków i objawienia Shivy. Jedynie próbowanie i powtarzanie pewnych schematów jak koń Rafał – do porzygu.
1. Wszystko dzieję się w Twojej głowie.
Każdy kto śni wie, że sny mogą przybierać różną postać. Są to czasem miłe chwile na łące wśród kwiatów i przyjaciół, a czasem jest to koszmar okraszony zmorami, wilgotną piwnicą i wujkiem Józkiem w stroju sado-maso. Ogólnie tyle ile ludzi i nocy w ciągu ich życia – tyle samo przeróżnych wersji snów. Ale jakkolwiek duże różnice by tutaj zachodziły jest jedna wspólna rzecz dla nich wszystkich. Ten spektakl odbywa się osobno dla każdego w jego własnej głowie. Dlatego też ważne jest by pamiętać:
Nikt oprócz Ciebie samego nie jest w stanie doprowadzić Cie do stanu świadomego śnienia. Nikt nie wejdzie Ci do głowy i nie wciśnie magicznego przyciku TURN ON. Ja także nie mogę Cię przez to przeprowadzić za rączkę bo to Twój umysł i ja nie mam do niego wglądu. Nie posiadamy jeszcze urządzeń, które podpięte pod mózg mogłyby wyświetlić na monitorze sen w formie np. filmu, bądź relacji z perspektywy pierwszej osoby (są prowadzone nad tym jakieś prace ale bardzo daleko im do doskonałości).
2. Poznaj swoje środowisko pracy.
Tak samo jak z arkuszem kalkulacyjnym czy programem pocztowym by zrobić cokolwiek musimy wpierw znać jakieś podstawy. Co kliknąć by wysłać mail? Jak dodać załącznik albo modyfikować notkę? Czy ten tekst da się wyjustować? Wszystkich tych rzeczy uczymy się z czasem, lecz przez cały ten okres jesteśmy pewni jednego – pracujemy na arkuszu kalkulacyjnym, a nie programie do tworzenia muzyki. Albo fakturę wystawiamy w programie do fakturowania, a nie w MS paint (chociaż kto wie Ula Brzydula wysyłała maile z painta więc pewnie się i fakture da wystawić). Do czego dążę tymi przykładami? Wniosek jest prosty do zrozumienia, lecz trudny w wykonaniu.
Jeśli chcecie rozpocząć podróżowanie musicie wpierw zrozumieć i być świadomi tego, że właśnie śnicie. Tak jak teraz rozumiecie i akceptujecie prosty fakt, że czytacie jakiś artykuł od Pure Atman na temat snów i nie da się zaprzeczyć temu bo to właśnie robicie i w tej chwili jesteście tego świadomi, tak samo w czasie gdy śpicie – musicie być świadomi, że to co właśnie się dzieje jest snem. Co może w tym pomóc? W filmie „Incepcja” był przedstawiony motyw, w którym to bohater filmu kręcił „bączkiem” by sprawdzić czy śnił czy to była jawa. Nie mówię, że trzeba robić ta samo, aczkolwiek każdy sposób na znalezienie swojego „bączka” przybliża nas do sukcesu. Często sny są tak realne i odbywają się w miejscach, które znamy z prawdziwego życia [szkoła, praca, warzywniak za rogiem albo nasze mieszkanie – to ostatnie jest najgorszym i najbardziej zdradliwym miejscem, ale o tym innym razem] gdzie spotykamy ludzi, których też często widujemy codziennie. Oto kilka sytuacji na które się natknałem w czasie stawiania pierwszych kroków:
A) Siedzę na ławce w jakimś parku i rozmawiam ze swoim dziadkiem – sytuacja niby normalna może zaistnieć każdego dnia prawda? Błąd. Przypominam sobie mimo miłej konwersacji, że przecież dziadek nie żyje od wielu lat – sen.
B) Wracam do domu znaną mi drogą. Po drodze mijam sklepy i supermarket – normalnie nic dziwnego tylko, że wczoraj jeszcze nie było tutaj supermarketu obok monopolowego – sen.
C) Rozmawiam na jakiejś imprezie z kobietą i a ona zaczyna się przybliżać z uśmiechem na twarzy. W pewnym momencie zdjemuje bluzkę i zaczyna pieścić swoje piersi – świetna impreza, ale gdy takie rzeczy robi panna 10/10 przed kolesiem 2/10 to wiem jedno – tabletka gwałtu działa !! [nie no żartuje – sen]
D) Robie zakupy w sklepie. Wyciągam portfel, płącę, ładuje graty do koszyka i wychodzę pakować je do auta. Ciężko w sumie powiedzieć, że to sen. Ale chwila skąd portfel przecież ja zawsze noszę gotówkę luzem w kieszeni – ciężki do odróżnienia, ale jednak sen.
Przykłady można mnożyć. Oczywiście jak już się obudzimy i wiemy, że to co działo się przed chwilą było snem – wtedy już jest za późno. Bo na co nam ta świadomość jak już opuściliśmy kraine marzeń i jesteśmy poza jej wływem nie mogąc zamanifestować naszej obecnośći w niej, bądź kontroli nad nią. Dlatego najważniejszą według mnie umiejętnością na samym początku jest zrozumienie, że śnimy i jesteśmy w danej chwili podczas snu. W tym celu trzeba właśnie szukać takich małych odchyleń, niedociągnięć, dziwnych przedmiotów znajdujących się w dobrze nam znanym środowisku. Po jakimś czasie nauczymy się to robić tak sprawnie, że sam moment rozpoczęcia snu będzie dla nas bardzo oczywisty. Krokiem powiązanym z tym jest „odroczenie” przebudzenia. Sam wiele razy, gdy już zorientowałem się, że jestem w podróży byłem tak uradowany na samą myśl, iż od razu praktycznie się wybudzałem i był dla mnie game over. Czym częściej udawało mi się wychwycić moment snu tym bardziej wyćwiczone było moje opanowanie i emocje trzymałem na wodzy. Wtedy okazywało się, że mogę na spokojnie i na długo eksplorować daną krainę/wątek bez szybkiego wybudzania się.
3. Nie ograniczaj się do jednej formy, przystosuj ją i buduj na niej coś własnego.
Czyli jak mówił mistrz Bryce Lee – bądź jak woda. Do czego tutaj dąże? Chodzi mi o to byś próbując osiągnąć stan LD po prostu eksperymentował bardziej niż opierał na radach inych. Nikt nie zna Ciebie tak dobrze jak Ty sam. Opisze to pewym przykładzie.
Gdy już opanowałem sen na tyle, że nie wybudzałem się od razu i mogłem w końcu poświęcić czas na odkrywanie krainy po której podróżuje zapragnąłem latać. Początki były bardzo trudne i dziwne. Przeważnie biegłem przed siebie machając rączkami jak opętany próbując przy tym skakać i oderwać się od ziemi. Czasem się udawało na krótka, czasem na dłuższą chwile – często się po prostu budziłem i nic z tego nie było. Ale w końcu zaczeło wychodzić i machając kończynami górnymi, jakbym miał ptasie skrzydła zamiast rąk, wznosiłem się wysoko ponad budynki czy przemierzałem okolice podziwiając ją z lotu ptaka. Na jeszcze poźniejszym etapie odkryłem coś bardziej niesamowitego niż machanie. Najzwyczajniej w świecie „myślałem” o lataniu. O tym jak wznosze się w powietrze i padążam w kierunku, który widzę. I to działało. Nie musiałem już wykonywać żadnych ruchów bo wystarczała sama myśl o tym, a już rozpoczynałem lewitacje nad gruntem. I sprawdzało się to nie tylko w kwestii lotów. Myślałem o tym by ktoś stanął w ogniu – gość już cały płonie, samochód stojący przede mną miał wybuchnać – jedna myśl i boom! Chce by w mojej dłoni pojawiła się wędka – pyk i już wyciągając dłoń przed siebie mam sprzęt w ręku. Oczywiście jest wiele różnych form na jakie może się ta nasza myśl przełożyć – ale to są dość proste przykłady.
Dlatego też uważam, że po nauczeniu się tego co napisałem w drugim punkcie, następnym krokiem będzie właśnie próba kontrolowania tego co nas otacza i co napotykamy w czasie wędrówki. Mimo tego, iż bez problemu wszystko można zrobić samą myślą, ja sam bardzo lubię przed całą czynnością wykonać jakiś gest dłońmi. Na własne potrzeby nazywam to „czarowaniem” czy „rzucaniem zaklęć”, ale chodzi głównie o to, że kreślę w powietrzu jakiś znak (czemu przeważnie towarzyszą iskry bądź smugi światła) po czym następuje to o czym pomyśle. Jeśli trudno to sobie wyobrazić to chyba najłatwiej będzie porównać te gesty do tego jak swoich znaków używa w grze komputerowej Wiedźmin. Rysuje odpowiedni schemat w powietrzu i potem następuje efekt. Sprawia mi to sporą frajdę dlatego też stosuje gesty (mimo, iż nie są wcale potrzebne. Ale tak jak powiedziałem – znajdź formę i buduj coś własnego).
To byłoby tyle w tym poście. Jeśli się spodoba postaram się w kolejnych wydaniach rozwinąć temat jeszcze bardziej (nie chcę tutaj zanudzać ludzi epopeją na 15 stron, której potem może nikt nie przeczyta nawet) i dorzucić coś bezpośrednio z dziennika pokładowego. Ciebie natomiast zachęcam do przetestowania tego co opisałem. Bo skoro udało się mnie oraz innym to czemu nie Tobie? Nie różnimy się zupełnie niczym pod tym względem i jeśli dotąd nie doświadczyłeś świadomych snów to zachęcam do spróbowania – w końcu nie masz nic do stracenia, przecież i tak śpisz.
Mi się kiedyś 2 razy spontanicznie udało... no chyba, że to też jest sen, a ja się jeszcze nie wybudziłem ;)
I to jest piękne. Bo już w tym momencie wiesz, że to jest możliwe. Pytanie brzmi czy wybierzesz czerwoną, czy niebieską pigułkę :)
A na poważnie to jeśli udało się to nawet spontanicznie osiągnąć to spełniłeś najważniejszy warunek w tym procesie co pewnie każdy podróżnik potwierdzi. Zobaczyłeś, że coś takiego jest możliwe. Bo widzisz w tym wszystkim o czym piszę najgorszą i najsmutniejszą rzeczą jest to, iż nie ma rzetelnego i konkretnego sposobu by to udowodnić. Encefalografia czy inne metody badawcze dają tylko pogląd i domysły w tej kwestii. Więc w większości przypadków albo się w to "wierzy" albo się tego doświadczyło.
A jak już tego doświadczyłeś... ćwicz bo przecież i tak śpisz.
Bardzo ciekawy post, sam praktykuje LD już od 8 lat i w ewnym moemencie można zrobić na prawade wiele :D np. przez sen szkoliłem swoje umiejętności gry na gitarze (jest to czynność manualna więc można robić to we śnie, gorzej jest z nauką np do szkoły ponieważ litery we śnie...no sam wiesz "litery we śnie" :D)
Szczerze to jest własnie kolejny etap który pragnę osiągnąć. Jak na razie wsadzałem to trochę między bajki, aczkolwiek potem przekonałem się, że ćwiczenie w czasie snu tego co już gdzieś się nauczyło jest możliwe [bo jak do tej pory głównie skupiam się na mniej moralnych i wartościowych rzeczach].
Co do liter to racja. Nawet jak zaczniesz coś czytać to za chwile i tak się to zmieni o ile w ogole znów tam będzie. Jedną z ciekawostek jakie dostrzegłem w czasie podróży jest to, że nigdy nie udało mi się zobaczyć własnego odbicia. Ani w lustrze, ani w szybie. Po prostu w niczym. Widząłem swoje ręce, stopy, penisa czy inne części ciała, ale nigdy twarzy czy odbicia w przedmiocie.
a czytałeś/próbowałeś OOBE ?
Nie probowalem z jednego powodu. Kiedys bedac mlodym mialem kolege co sie wlasnie OOBE zajmowal. I powiedzial mi raz ze wyszedl z ciala i widzial samego siebie [cos jak doswiadczenie smierci klinicznej]. I jak to zrobil to nie potrafil ktoregos razu wrocic do ciala na powrot. Opowiadal ze byl to najwiekszy strach w jego zyciu. Dlatego od tego momentu omijam to szerokim lukiem.
Temat dla mnie nowy ale czytając Twój post przypomniała mi się sytuacja jakiej doświadczyłam kilka razy.
Jest wcześnie rano i budzik dzwoni. Budzę się, wyłączam go, układam się znowu wygodnie w łóżku i zaczynam myśleć o tym co mam dzisiaj do zrobienia. Wstaję i zabieram się do roboty, wykonuję plan punkt po punkcie... a potem się budzę i okazuje się że wszystko robiłam we śnie.
Myślisz, że to ma jakiś związek z tym o czym napisałeś?
Cóż zawsze uważałem, że sny w których działamy w obrębie własnego mieszkania/domu są najbardziej zdradliwą kategorią. Ponieważ jesteśmy wtedy w miejscu które najlepiej znamy. Miejscu bezpiecznym dla nas - w naszej twierdzy życia. Dlatego tak trudno nam się wtedy zorientować, że właśnie śnimy bo otaczają nas znane przedmioty. Szukanie swojego "bączka" w takiej sytuacji jest niezwykle trudne. Mój najgorszy koszmar połączony z paraliżem sennym miał właśnie miejsce po takim śnie w "przestrzeni domowej" [kiedyś opowiem o tym szerzej w kolejnym artykule].
Najlepiej gdy snią nam się zupełnie obce miejsca. Na przykład polowanie na antarktydzie. Raczej mało kto z nas tam był więc będzie mu łatwiej zorientować się, że właśnie śni. Dodatkowo jak zauważyłaś rozpoczełaś wykonywanie rutynowych czynności po przebudzeniu [mimo, że tak naprawdę wciąż sniłaś] co uniemożliwiło identyfikacje tego stanu jako sen. Dlatego dobrze znane i bezpieczne miejsca są dobre w czasie podróży w momencie gdy naprawde już potrafimy kontrolować świadome śnienie.
Troszkę podrążę temat bo mnie zaintrygował ;)
Może zbyt chaotycznie opisałam to moje przeżycie, które zakorzeniło się w mojej pamięci. Otóż ja obudziłam się na prawdę na dźwięk budzika (przebudzenie mi się nie śniło). Ułożyłam się z powrotem w łóżku i zaczęłam myśleć o tym co mam do zrobienia też na prawdę. W trakcie rozmyślań zasnęłam z powrotem (nie wiem kiedy) i wykonywałam zaplanowane czynności jakby to była jawa a okazało się że spałam.
Przyjemnie mi się to czytało, do tematu podszedłeś na luzie – i fajnie, bo jak ktoś pisze o zjawiskach jak LD czy OOBE z pompą, to nie czyta się tego najlepiej.
Czy masz jakieś powiązanie z (chyba jeszcze istniejącym) Ruchem Oneironautycznym? :)
Dzięki. Starałem się z tego zrobić bardziej spostrzeżenia, niż poradnik jak zostać kimś tam :)
Z Ruchem Oneironautycznym nie mam żadnego związku. Traktuje to wszystko bardziej jak ciekawostkę i formę zabawy. Dlatego zachęcam każdego do spróbowania bo to nie jest żaden dar bogów, a umiejętność którą posiada każdy z nas. Tylko jeszcze tego nie odkrył.
O Ruch Oneironautyczny pytałem, bo mam znajomego, który swego czasu mocno był na te tematy zakręcony. Nie wiem, jak jest teraz, bo nie mam z nim za bardzo kontaktu. Pamiętam, że w Ruchu było kilka osób, które aktywnie działały na rzecz świadomości LD.
Bardzo fajne podejście z twojej strony, bo rzeczywiście najczęściej to jest podejście: LD to dar bogów. Choć trzeba przyznać, że i tutaj nie ma żadnej równości, bo znam ludzi, którzy – podobnie jak ty – już od dziecka przeżywali świadome sny nawet nie wiedząc o tym, że to coś wyjątkowego, a inni próbują osiągnąć LD przez długi czas i im się nie udaje. Pewnie to kwestia cierpliwości, prób i błędów. Ja sam kiedyś próbowałem przez chwilę, ale jakoś nie chciało mi się temu poświęcić.
Może jeszcze do tego wrócę dzięki twojemu dziennikowi pokładowemu. Zobaczymy :)
Rozkminiałem ten temat kiedyś i też miałem takie sny. Amanitka bardzo pomogła na początku :D Jak już się parę razy doświadczy jest łatwiej. Ostatnio też praktykowałem czytania krótkich opowiadań SF przed snem ale tak żeby zasnąć w trakcie czytania efekty były bardzo obiecujące.Czytałem na czytniku tak aby wysiłek był jak najmniejszy i przejście do snu spokojne.
Przyznam, że nie mam pojęcia czym jest Amanitka :( Ale jako królik doświadczalny często robiłem różne eksperymenty z mniej lub bardziej dziwnymi substancjami, by potem sprawdzić czy ma to wpływ na moje sny oraz siłe ich kontroli. W kolejnej odsłonie postaram się podzielić spostrzeżeniami i radami w temacie.
Amanita Muscaria czyli Muchomor Czerwony
To by wyjaśniało czemu tego nie probowałem :) Czytałem o ludach zamieszkujących syberie, w których kulturze jest picie moczu osoby co niedawno zjadła właśnie muchomora. Podobno działanie halucynogenne silne. Chociaż w przypadku świadomych snów skłaniałbym się bardziej w kierunku DMT niż muchomora ^^