Żyrandol za miliony euro, obrus z krokodyla i złoty sedes. Tak wygląda była rezydencja Janukowycza!
Zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak mieszka ktoś, kogo fundusze nie są w żaden sposób ograniczone i może sobie kupić WSZYSTKO? Jeśli nie, to zaraz Wam pokażę co będąc w takiej sytuacji zrobił były prezydent Ukrainy.
Wybieramy się dziś bowiem na wycieczkę do Meżyhirii, byłej posiadłości Wiktora Jaunkowycza, prezydenta Ukrainy w latach 2010-2014.
Pamiętacie Wiktora Janukowycza? To ukraiński, silnie prorosyjski polityk, który został najpierw obalony podczas pomarańczowej rewolucji, a potem ponownie wybrany w 2010 roku. Seria wydarzeń zwieńczona Euromajdanem rozwścieczyła Ukraińców i Janukowycz został zmuszony do ucieczki z kraju. Po opuszczeniu Ukrainy, demonstranci z Euromajdanu wkroczyli do rezydencji zbiegłego prezydenta i zastali tam coś, czego nikt się nie spodziewał. Budynek dotychczas uznawany za dom prezydenta, biały i elegancki, to można powiedzieć „altanka” w porównaniu z willą, która była prawdziwą siedzibą Janukowycza.
Tak oficjalnie mieszkał były prezydent Ukrainy
A nieoficjalnie mieszkał w miejscu, które dziś Wam zaprezentuję.
Na przestrzeni 140 hektarów znajdują się: główna willa, kilka dodatkowych budynków mieszkaniowych, pole golfowe, stawy, własne zoo (!), garaż większy niż większość naszych domów wypełniony luksusowymi samochodami, stacja benzynowa, stadnina, sad, pole golfowe, kompleks szklarni, Galeon, laboratorium do testów żywności… i jeszcze kilka innych rzeczy. Wszystko ulokowane pośród wspaniale utrzymywanych ogrodów ze stawami, fontannami, wyszukanymi gatunkami roślin. Utrzymywane z pieniędzy pochodzących w dużej większości z korupcji.
Część głównej willi
Decydujemy się także na wykupienie wycieczki po wnętrzu willi. Robi ona ogromne wrażenie już z zewnątrz, a to co znajduje się w środku już przechodzi wyobrażenia.
Dostać się na wycieczkę wcale nie jest tak prosto. Z pozoru willa wygląda na zamkniętą dla zwiedzających. Nie ma żadnej kasy, recepcji, informacji o godzinach odwiedzin. O napisach w języku angielskim można tylko pomarzyć. Widzimy jednak przez szybę grupę osób w środku. Pytamy kilkoro ludzi kręcących się w okolicy o to, jak dostać się na wycieczkę. Niestety w odpowiedzi otrzymujemy tylko wzruszenia ramionami; nie rozumieją angielskiego, polskiego lub naprawdę nie wiedzą jak pomóc. W końcu udaje nam się jednak znaleźć turystkę z Estonii, która podpowiada, aby zadzwonić na wskazany na małej kartce ukraiński numer i umówić się na zwiedzanie.
Wnętrze można zwiedzać z przewodnikiem, niestety tylko w języku rosyjskim. Podejrzewam, że z powodu nieznajomości tego języka ominęło mnie wiele ciekawych historii, bo to co akurat udało mi się zrozumieć było bardzo fascynujące.
Już od wejścia widać uwielbienie dla własnej osoby.
Żywe i martwe zwierzęta... koniecznie drogie i egzotyczne. Wszędzie. Doniczki obite skórą węza boa. Wypchane trofea. Skóra krokodyla w roli ozdoby stołu.
W tym korytarzu prezydent bywał rzadko. Znajdowała się tam pokaźna kolekcja egzotycznych ptaków zgromadzonych przez jego żonę. Wszystkie cenniejsze okazy zostały wywiezione z domu razem z innymi wartościowymi przedmiotami.
Ring bokserski, siłownia, tor do gry w kręgle. Używane zaledwie kilka razy, ale być musiały.
Złoto. Marmury. Grawery. Wszystko co cenne i uznawane za drogie musiało się tu znaleźć.
Jest też prywatne kino i obowiązkowy dywan we wzorki!
Jedną z większych gwiazd w posiadłości jest ten żyrandol. Podobno kosztował 17 milionów Euro (ale nikt nie wie ile naprawdę). Ogólnie ciężko oszacować wartość tych wszystkich przedmiotów, bo przed ucieczką Janukowycz postarał się o zniszczenie dowodów ich zakupów.
Jestem taka zamyślona, bo obliczam jak wiele arbuzów można by było kupić za te wszystkie pieniądze wydane na jeden żyrandol!
A taki widok z sypialni miała kochanka Janukowycza.
Miała też swój portret, jak się słusznie domyślacie wykonany ze złota.
Salony i niezliczona ilość oranżerii, gabinetów.
Całkiem skromna jak na te standardy kuchnia.
Nie dziwię się wściekłości Ukraińców po tym, kiedy zobaczyli te wszystkie bogactwa. Podobno (niepotwierdzone dane) na utrzymanie posiadłości, Janukowycz przeznaczał równowartość 1% PKB całego swojego państwa.
Ten dom nie powoduje zachwytu, raczej pozostawia niesmak i wprawia w refleksje. Nie bez powodu jest nazywany współczesnym Muzeum Korupcji.
Wychodzę z jednym wnioskiem: nie zazdroszczę Janukowyczowi niczego. Ani takiego bogactwa, a tym bardziej gustu ;)
okropnie! jeszcze może pojedyncze elementy by mogły jakoś wyglądać dobrze skomponowane, ale wszystko razem wygląda straszliwie
co za potworne, przerysowane miejsce!
(galeria figur woskowych wygląda przy tym mega naturalnie :)
ech, niesmak.
a w żyłach kicz zamiast krwi
fajnie opowiadasz Ania, szyda podskórna, niedosłowna:)
PS:
ale swoją drogą to żony, która zbiera wypchane egzotyczne ptaki,
to też bym nie chciała mieć 😝
wszystko złote, wielkie, grawerowane, rzeźbione, wysadzane kryształami... fu! Ale ptaszki akurat były żywe :D
Za to podobno jeszcze rok temu na fortepianie można było spotkać ulubionego pupilka, kota Janukowycza, którego polecił on otruć i wypchać zanim umrze śmiercią naturalną, bo był zafascynowany jego urodą i chciał ją zachować na wieki... cieszę się, że już go tam nie ma i nie musiałam tego oglądać
Ha! Nie jestem jedyny - dziękuję.
Jak byłem dzieciakiem i byłem pierwszy raz za granicą, to nie bardzo się mogłem połapać w tych konwersjach między walutami, więc wszystkie ceny w miejscowej walucie przeliczałem na kilogramy arbuzów. :-D I to było jakoś dziwnie łatwe i działało. Do dziś tego nie rozumiem ;-).
o kurcze! :D najlepsza, najbardziej wymierna waluta!
Posiadłość z zewnątrz wygląda zjawiskowo, ale bezguście Janukowycza zepsuło dobre wrażenie po zdjęciach ze środka.
nawet bym się nie zdziwiła gdyby nie brał on specjalnie udziału w procesie urządzania, a wydał tylko komendę: kupować najdroższe i najwięcej. Tak to właśnie wygląda, a podobno i tak większość kosztowności (kilka tirów!) zabrał on ze sobą podczas ucieczki z kraju. Aż sobie nie potrafię wyobrazić jak to musiało wyglądać wcześniej...
Podobno posiadał 2kg sztabkę złota w kształcie bochenka chleba, która została skradziona podczas przejmowania willi. Teraz jest to rodzaj pamiątki z Ukrainy, można kupić jako magnez na lodówkę.
W Polsce też na pewno znalazłoby się kilka takich posiadłości 😉
Jaki koszt takiego zwiedzania? W sumie ciekawe kto zarabia na takim muzeum czy to teraz jest prywatne a może państwowe?
Najpierw państwo przejęło obiekt nielegalnie, ale już zostało to sformalizowane i jest on oficjalnie własnością państwa. Cena za wejście na posesję to 100 hrywien (ok.15zl), zwiedzanie wniętrza willi to 200 hrywien (30zl), dodatkowo platne jest tez wejscie do garażu - 50 hrywien. Przemieszczanie się po tym 140 hektarowym obiekcie nie jest łatwe na piechotę, więc aby absolutnie wszystko zobaczyć dochodzi koszt wynajmu roweru lub innego pojazdu. My jednak z tego zrezygnowaliśmy i poruszaliśmy się pieszo. Dochody z biletów pokrywają jako tako koszty utrzymania obiektu, w tym wielu zwierząt, które pozostały w prywatnym zoo.
Ze wszystkiego to żyrandol robi na mnie największe wrażenie. Jest na prawdę piękny!
Im dalej na wschód, tym większe zamiłowanie do bizantyjskiego przepychu. Żyrandol na tle drewnianych ścian i sufitu robi wrażenie! Reszta... co cóż. Krokodyl na stole przebił wszystko ;)
Mi się też żyrandol bardzo podobał, dlatego został też tak obficie obfotografowany :) ale wypchany lew, krokodyl, donice obite skórą boa... dramat
To wygląda trochę jak była posiadłość Pablo Escobara niedaleko Medellín. Też za lewą kasę. Brak słów.
laboratorium do testów żywności !!?? ciekawe co za eksperymenty tam robili....
PS. rozbroił mnie podpis pod zdjęciem o przeliczaniu żyrandola na arbuzy :)
Sprawdzali partie żywności przed podaniem na stół. Np. czy ktoś nie zatruł warzyw w ogrodzie, sadzie, nie dosypał czegoś szkodliwego do paszy zwierzętom przeznaczonym do zjedzenia dla prezydenta ;)