moje szlajanie

in #moje6 years ago (edited)

Zawsze uważałem i nadal tak uważam, że najciekawsze historie się wydarzają gdy jesteśmy nimi zaskakiwani. Mam przyjaciół w Warszawie których życie jest doskonale ułożone a zarazem przewidywalne. Jeszcze przed kilku laty funkcjonowałem na fejsie i co chwila przeglądałem ich fotki z działki. A to śnieg na choince, świeżo pomalowany płotek, kicia na trawniku i dupcia wnuczka w dmuchanym baseniku. W podobnym stylu pozostali znajomi mnie zawalali kolorowymi domkami, zachodami słońca, kwiatkami i aniołkami kopiowanymi z sieci. Bez jednego komentarza – miałem je podziwiać i tyle. Żadnej refleksji, żadnego tematu, jedynie obrazki. I teraz wyobraźcie sobie takich 30 ulubionych, spamujących codziennie. Jak to się stało, że wpadłem w tak beznadziejnie nudne w moim mniemaniu towarzystwo? Niewiele myśląc rozwiodłem się z fackiem i całym tym przedszkolem.

Tu dla porządku małe sprostowanie. Każdy ma prawo być nudny, bo tak sobie wybrał i z tym mu jest dobrze. Jeśli w moich tekstach traficie czasem na miejsca, w których pozwalam sobie na ironię, to wiedzcie, że jej celem nie jest zwykła złośliwość a jedynie skontrastowanie odmiennych postaw. Każde z nas percepuje świat przez pryzmat własnego umysłu, a ten jest kreowany indywidualnym doświadczeniem. Zjawiska nie są obiektywne, zależą od obserwatora, więc jednostronne opinie różnych osób, twierdzących że jest tak a nie inaczej jest bezsensowne. Ponieważ daleko mi do doskonałości, liczę na tolerancję w przypadku popełnienia jakiegoś faux pas. Ma być zabawnie i pouczająco – nie złośliwie.

Jako introwertyk, mało kiedy się wychylałem ze swoimi przygodami. Zaczynałem w Polsce, później na Bałkanach, Grecji i Wschodniej Turcji i Cyprze. W czasach świetlanego socjalizmu, jeszcze jako nastolatek, wyrywałem się na wakacje z chlebakiem, kocykiem i menażką, plątałem po Tatrach, graniach i halach, śpiąc w krzakach, snopkach, na schodach schroniska i rowach. Podczas studiów trenowałem auto stop (wtedy jeszcze istniał) w Grecji i Turcji. Z 10 dolcami pierwszy raz szturmowałem, Turcję posługując się wcześniej nabytymi w Polsce umiejętnościami. Uważałem, że aby coś przeżyć należy się wyrwać ze strefy bezpieczeństwa i zaryzykować. Więc latami (ze względów oczywiście finansowych) zwiedzałem sobie Azję Mniejszą, Grecję, byłem kilka miesięcy na Cyprze (za murzyna oczywiście bo jakże tam inaczej). Nauczyłem się jak przeżyć bez potrzeby reanimacji w polskim konsulacie (choć mało brakowało). Gdzie szukać pożywienia nie naruszając prawa, gdzie się napić, przeprać, przespać bez ryzyka pogryzienia skorpionem, doładować baterię itp. W sumie, gdy się opanuje podstawowe techniki, lęk się rozpuszcza. Tak to już jest - albo wiodę nudne do zerzygania uporządkowane, modelowe życie albo zestrajam się z gwiazdami i glebą i przeżywam ekscytujące chwile które będę mógł opowiadać swoim wnukom.

Wybrałem kierunek południowy z kilku względów. Klimat i możliwość bezpłatnego hotelowania na suchej glebie. Dzikie i zdziczałe owoce, spady, przyjaźni ludzie no i mało Europy, która mnie jako odkrywcy zupełnie nie rajcuje (nie pasuję do niej). Docierałem w miejsca o których się nie dowiemy z przewodników czy filmików na youtube. Choć jeszcze się nie wybieram do bardo, postanowiłem podzielić się moim doświadczeniem, bo może znajdzie się tu podobny wariat, uprawiający ekstremalnie skromną turystykę.

Miałem kiedyś głupkowatego w moim mniemaniu managera, którego zapytałem jak spędził urlop w Turcji. Gdzie byłeś – pytam? „Nie wiem odpowiada, zawieźli nas autobusem do hotelu, ale zajrzę do dokumentów i jutro ci powiem”. Na Cyprze oglądałem grubasów na basenie, którym się nie chciało rozfalować swoich wytatuowanych szynek aby się popluskać w morzu. Bo za daleko. Walali się na leżaku z butelką piwa i cały dzień kursowali pomiędzy basenem, leżakiem, restauracją a wieczorem barem. Chlając i gapiąc się w plazmę na pół sciany (derby) chłonęli w ten sposób swoje wrażenia z Cypru. Wszystko w obrębie 200 m. Ja rozumiem, że mamy demokrację, że takie ich prawo i ich kasa, ale jakoś nie mogę się powstrzymać... Jeśli nie będę miał problemów technicznych, mam nadzieję kontynuować, opisywać konkretne sytuacje i problemy z jakimi się musiałem mierzyć, a także sposoby ich rozwiązywania. Każda wyprawa była zarąbista i gdyby nie obowiązki wobec wymagającej stałej opieki rodziny, szlajałby się teraz po Iranie albo po ludniowym Nepalu.

Długo deliberowałem nad formą w jakiej powinienem się tu popisywać. Ponieważ moje historie są bardzo rozciągnięte w czasie, nie jestem w stanie w sposób uporządkowany kontynuować swojej historii. Będę więc teleportował się pomiędzy latami, sytuacjami i krajami w zależności od kontekstu i chwilowego nastroju. Nie ukrywam, że świerzbi mnie, aby przedstawiać czasem swój punkt widzenia w sprawie niektórych wydarzeń o charakterze politycznym. Uważam, że główny nurt informacyjny jest albo na poziomie przedszkola, albo uważa nas za głupców, albo co bardzo możliwe łże jak pies.

Biję tutaj do wydarzeń o tzw. inwazji tureckiej na Cypr w 1974 roku czy głosowania obu państw cypryjskich w sprawie przystąpienia do UE (oglądałem wtedy w Stambule bezpośredią transmisję). Pozwolę sobie na opisanie tych wydarzeń innym razem bazując na osobistych relacjach mieszkańców Turcji i Cypru. Zakabluję też kto zainspirował i świadomie doprowadził do podziału Cypru i jaki miał w tym cel. Ale to później. Będę się też wypowiadał na temat islamu (byłem, widziałem, rozmawiałem z ludźmi na miejscu). I o podobnym jak w naszym kraju kupowaniu głosów przez tureckiego sułtanka również. Myślę, że dzielenie się jedynie zdjęciami i opisami zabytków można wzbogacić dywagacjami o odmiennej niż jedynie turystyka naturze.

Dziś opowiem jak się podróżuje autobusem w Turcji. Największy jaki wogóle widziałem dworzec, Esenler Otogar w europejskiej części Stambułu zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Sugeruję skonfrontować moje zeznania ze spacerem po okolicznych ulicach.

https://www.google.fr/maps/@41.0401317,28.8944936,3a,75y,212.36h,90t/data=!3m8!1e1!3m6!1sAF1QipNdH3FMH-33uGWXV0oYK-SQpqHPGAVxdkd8xSza!2e10!3e11!6shttps:%2F%2Flh5.googleusercontent.com%2Fp%2FAF1QipNdH3FMH-33uGWXV0oYK-SQpqHPGAVxdkd8xSza%3Dw203-h100-k-no-pi-1.3184991-ya342.39957-ro-1.4668454-fo100!7i5376!8i2688?hl=en

Był rok 2004. Kilkadziesiąt konkurujących ze sobą firm transportowych ma swoje biura wokół centralnego placu, do którego można z centrum dojechać metrem. Będąc na miejscu trzeba bardzo uważać, aby nie być przypadkowo wciągniętym do któregoś z biur i wyekspediowany na odległość 2000 km. W moim przypadku wyglądało to następująco.

Przed biurami stoją przedstawiciele linii i wykrzykują obsługiwane kierunki, niezależnie od wywieszonych na zewnątrz tablic informacyjnych. Nie miałem możliwości zapoznać się z ofertami pozostałych firm. Elegancki przedstawiciel w garniturze i krawacie, nienaganną angielszczyzną zapytał mnie dokąd się udaję. Po usłyszeniu że chodzi o Sanli Urfę poinformował, że sami nie jeżdżą do Urfy, po czym biorąc mnie pod rękę podprowadził do konkurencji która mnie przechwyciła. Pewnie wszyscy wszystkim sobie w ten sposób pomagają i czerpią z tegowzajemne korzyści. Tam tak jest, pojawiasz się na dworcu i natychmiast jesteś zagospodarowywany. Zanim się zorientowałem, zostałem wciśnięty w elegancki fotel z biletem już w dłoni. Żadnych kolejek, biuro wymienia walutę po oficjalnie kursie. Siedzę w tym fotelu, piję częstowany przez firmę boską herbatę, jedną i drugą. W międzyczasie jestem dopytywany czy życzę sobie aby mi z jakiejś konkretnej knajpy w mieście sprowadzili ulubione danie (mają swoich kurierów od kateringu). To się w głowie nie mieści co oni tam wyprawiają z klientem.

Każda firma ma na zapleczu miejsce dla własnych jedynie autobusów. Po rozładowaniu przyjeżdżających jesteśmy proszeni na zewnątrz (na stanowisko) gdzie obsługa w białych koszulach i pod muszką przyjmuje bagaże, wydając przy tym plakietki z numerem bagażu. Jeszcze tylko godzina przeciskania się na mniejszy dworzec w azjatyckiej części o nazwie Harem, celem uzupełnienia ładunku. Dwóch stewardów obsługuje gości serwując bez pytania wodę i na każde życzenie kawę i herbatę (bedava oczywiście – czyli bezpłatnie). W plastikowych rękawiczkach. Luksusowe autobusy, oczywiście klimatyzowane, monitory wmontowane na każdym fotelu z muzyką i klipami, radio telewizja i co tam jeszcze. Króluje muzyka arabeska.

Autobus sunie jakieś 80 km/godź i zatrzymuje się co niecałe 2 godziny na kompleksach parkingowych z restauracjami i halami targowymi. W czasie gdy podróżni oddają delektują się herbatą, przekąskami, popalają i ablucjom parkingowa ekipa, w kaloszach i szlaufami myje jak leci każdy autobus. Kiedyś widziałem jak ktoś z obsługi psikał w środku jakieś pachnidło rozpylaczem. Toalet w autobusach nie widziałem, pewnie autochtoni są uczuleni na współne z sikami podróżowanie. Niedopuszczalnym jest zdejmowanie butów podczas podróży a już wbiciem na pal grozi położenie nóg na sąsiednim, wolnym fotelu. Po świetnie utrzymanych drogach śmigają w obu kierunkach setki a może i tysiące tych autobusów, przy czym ceny biletów nie zwalają z nóg. To była najdłuższa przeze mnie skonsumowana trasa (22 godziny).

Przejechałem w Turcji więcej kilometrów niż warszawski kanar do emerytury i wszędzie widziałem to samo. Jedynie na lokalnych połączeniach pomiędzy wioskami było podobnie trochę badziewnie. Nieopatrznie załapałem się na taki właśnie kurs. Pokonanie 30 km nad trasą nad morze ,nieświadomie kosztowała mnie kilka godzin krążenia w górach pomiędzy opuszczonymi, umierającymi już wioskami. Pewnie zrobiliśmy z 80 kilometrów bezdrożami (zamiast 30) wzdłuż wybrzeża. Takie są skutki dekoncentacji. Ale zawsze to jakieś doświadczenie, a z doświadczeń należy wyciągać wnioski a nie rozpaczać. Jeden miły akcent w tej eskapadzie. W jednym z takich wyludnionych osiedli wpada do naszego mikrobusu sympatyczny dziadek z koszem pełnym świeżo wypieczonych, miejscowych rogali. Porozdawał wszystkim podróżnym, żartując i poklepując pasażerów po plecach.

Dworce autobusowe wymiatają. Czyste, bez tłoku, pełne stoisk, sklepów, salonów fryzjerskich i czego tam jeszcze. Podłogi niczym na lotnisku w Doha, jeśli ktoś był. Widzieliście kiedyś kibel z akwarium?

Nigdy, przenigdy, podczas moich tureckich eskapad nie spotkałem się z jakąkolwiek formą niechęci. Może to wynikać z poważnego traktowania nauk przekazywanych przez islamskich nauczycieli. Twierdzę z całą stanowczością, że oprócz incydentów z półdzikimi, pasterskimi psami, w Turcji czułem się bezpieczniejszy niż wieczorem na warszawskim Ursynowie.

W Hasan Keyf spotkałem młodą Dunkę, która przecierała swój szlak z północy na południe. W Sanli Urfa z koleji miłą, młodą Koreankę samotnie odwiedzającą mijsca związane z najstarzym chrześijaństwem. Dziewczyny z plecakiem w Turcji to widok normalny. Ja, walnięty, bezbronny włóczęga, niedomyty pies niewierny, spotykałem tam ludzi, którzy otaczali mnie opieką, czy to jako współpasażer, czy śmieszny turysta z plecakiem.

Intrygujące są wyrazy twarzy osób, szczerze zaangażowanych w praktykę religijną. Przyglądając się twarzam kobiet (u nich to lepiej widać), będących w silnej relacji z Bogiem (Allachem) i mowie ciała, odczuwałem głęboki respekt i podziw. Prawdopodobnie jestem sensytywny na jakość energii emanującej z takiej osoby. Pewnie dlatego wieczorami lubię się delektować klipami z Assalamu Alayka na youtube .

Zaryzykuję stwierdzenie, że jeśli chodzi o islam, to nie będąc jego wyznawcą bardzo mi pasuje jako środowisko kształtujące etyczną postawę społeczeństwa. Dysponuję linkami do filmików, na których wykonawcy religijnych pieśni autentycznie przeżywają swoją modlitwę. Moim zdaniem, modlitwa, aby była skuteczna powinna cechować się uczuciem, wizualizacją, aktywnością werbalną i jeśli to możliwe fizyczną (różaniec). W takim przypadku, jestem o tym przekonany spływa na delikwenta, jakby tego nie nazwać inspiracja, łaska, błogosławieństwo. Mam swoje prywatne zdjęcia, robione w kurdyjskiej enklawie, na których uchwyciłem wspaniałe wręcz postawy (mowa ciała) i emanujące spokojem i wręcz miłością twarze. Jakoś tego w Europie nie widuję.

Oczywiście, mówimy tu o islamie w wersji soft, dalekim od zdziczałej ekstremy, która z islamem niewiele ma wspólnego. Wszędzie, niestety zdarzają się pojeby, niezależnie od światopoglądu jaki reprezentują. W Polsce, niestety, ze względu na brak bezpośredniego doświadczenia (kontaktu z odmiennymi kulturowo osobami) odrzucamy tak na wszelki wypadek wszystko co nie nasze, wczepiając się konwulsyjnie w tradycyjne, zachowawcze odruchy. Lęk przed dotknięciem nieznanego, brak indywidualnego doświadczenia, prowadzi do debilnego nacjonalizmu, rasizmu i w efekcie toruje drogę faszyzmowi. Pokolenie wojenne wymiera, a młode, nie doświadczywszy cierpienia wojny nie ma pojęcia z czym igra, pohukuje, wygraża i żąda. Wojna na Bałkanach niczego ich nie nauczyła, prowokują wydarzenia które wszyscy możemy odczuć na własnej skórze.
Głupota, chciwość i awersja są głównymi przyczynami cierpienia. I na koniec ważna fraza, która jako by nie ma związku z resztą materiału. Życie bez doświadczania jest martwe – to właśnie osobiste przeżywanie różnorodnych sytuacji i na podstawie tego wyciąganie wniosków jest źródłem doskonalenia. Ale to wymaga odwagi i poświęcenia.

IMG_3758.JPG

IMG_3759.JPG

IMG_3766.JPG

IMG_3777.JPG

IMG_5963.JPG

IMG_7007.JPG

IMG_7009.JPG

IMG_7010.JPG

IMG_7012.JPG

IMG_7015.JPG

IMG_7017.JPG

IMG_7018.JPG

Sort:  

Cześć @trampmad, witamy na Steem! :-)
(@rozku podsunęła mi linka)

I świetnie zrobiła. Właśnie sobie poczytałem o siatce.

Cześć!
widzę że mamy podobny punk widzenia, więc z chęcią będę czytał starszego stażem włóczęgę :)


Proponuje jednak zmienić tagi, bo nie trafisz do żadnych odbiorców. "Główny" polski tag to polish, dodałbym jeszcze pl-podroze i pl-artykuly (bo piszesz dłuższe i własne teksty).

Tagi możesz sprawdzić tutaj:
https://steemweb.pl/categories

Dzięki za podpowiedź, spróbuję z tym powalczyć za chwilę. Mam gotowy, następny materiał, wstawię tylko zdjęcia i myślę, że jutro go opublikuję.

Witaj, zaintrygowałeś mnie! Fajnie, że zdecydowałeś się pisać, kawał roboty przed Tobą, można powiedzieć, kolejna podróż, a ja się cieszę, że tym razem zabierasz nas ze sobą ;)

Fajnie, że kogoś to interesuje. Szykuję następne wspomnienia ale ak sie już pewnie zorientowałaś staram się przemycać ważniejsze sprawy. Moje przygody to tylko przykrywka. Ciiii, nie mów nikomu.

wspomnienia,
ważniejsze sprawy,
przygody z przykrywkami!
chcemy wszystko!
:)

Już się robi. Od rana szykuję posta ale aby nie było ciągłych poprawek staram się być tym razem dokładny. Właśnie jestem w Ankarze jak ta sierotka. Będzie co czytać. Jeszcze tylko pomyślę o przemyceniu jakichś mądrości bo same przygody to materiał jałowy.

oj, musisz bardziej wierzyć w społeczność, ona umie czytać miedzy wierszami!
swoje wyczyta.
nawet z "niby" jałowego tekstu
:D

ejjj, chodź do mnie, nie będzie Ci smutno w tej Ankarze!
weź udział w milusim konkursie,
niby banalnym ale o jakim potencjale!
będziesz jego kolejną Ozdobą :)

https://steemit.com/pl-blog/@rozku/pl-blog-zaprasza-na-konkurs-nagrody-za-11-sbd

Witaj i powodzenia:)
Bardzo pochlaniajacy tekst. Warto by bylo zebys tak jak kolega doradzil dodal tagi zeby wiecej polakow moglo sie raczyc twoja opowiescia.

Udało się, dzięki za dobre słowo.

@trampmad, I gave you an upvote on your post! Please give me a follow and I will give you a follow in return and possible future votes!

Thank you in advance!

Congratulations @trampmad! You have completed the following achievement on Steemit and have been rewarded with new badge(s) :

Award for the number of upvotes

Click on the badge to view your Board of Honor.
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

Do you like SteemitBoard's project? Then Vote for its witness and get one more award!

@trampmad, thank you for supporting @steemitboard as a witness.

Here is a small present to show our gratitude
Click on the badge to view your Board of Honor.

Once again, thanks for your support!

Coin Marketplace

STEEM 0.20
TRX 0.13
JST 0.029
BTC 63339.90
ETH 3485.02
USDT 1.00
SBD 2.53