CZARNOBYL. Z wizytą w strefie wykluczenia!

in #pl-artykuly6 years ago (edited)

20180727_125257.jpg

26 kwietnia 1986 roku ma miejsce pożar i wybuch w reaktorze elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Początkowo nikt nie wierzy w to, że uszkodzeniu uległ reaktor, że pracownicy i okoliczni mieszkańcy są w ogromnym niebezpieczeństwie, a niewidzialny wróg już rozpoczął swoje działanie. Dozymetry, które posiadali robotnicy elektrowni wskazywały 0000. Nie dlatego, że promieniowania nie było. Wykraczało on po prostu kilkanaście razy poza skalę urządzeń.

Niewidzialne promieniowanie rozprzestrzenia się po praktycznie całej Europie.

Tchernobyl_radiation_1996-pl.svg.png
Źródło: wikipedia.org

Niedługo po wystąpieniu katastrofy okoliczni mieszkańcy zostali ewakuowani. Utworzono w okolicach reaktora kilkanaście stref zamkniętych. Łącznie zajmują one aż ok 4800 km kwadratowych. Obecnie otrzymując specjalne pozwolenie można wejść do ZONY i zwiedzić okolicę podchodząc nawet 300 metrów do reaktora. Ja też tam tydzień temu byłam i pokażę Wam, co widziałam i usłyszałam.


Kiedy powiedziałam rodzinie, że mam kupiony bilet na Ukrainę i zamierzam odwiedzić Czarnobyl, spotkałam się raczej z niezbyt przyjemnymi spojrzeniami. Trochę mnie to nie dziwi, w końcu osoby starsze ode mnie pamiętają przymusowe picie płynu Lugola i zatajanie przez ZSRR skutków katastrofy.
Nie zniechęciły mnie jednak ich nieprzychylne miny, a nawet babcine:

"Ruskim się nie wierzy, nawet jak mówią że bezpiecznie to nie waż się tam jeździć! Najpierw głodowanie na wyspach i jakieś węże, teraz jeszcze to. Ja nie wiem co ty następnego wymyślisz. Nie pchaj się tam w kłopoty jak nie potrzeba."

Nic już nie poradzę na to, że ja jednak się pcham i będę pchać w takie miejsca, bo ZONA to coś absolutnie wyjątkowego.

W praktyce wizyta tam to nie jest żadne igranie z ogniem ani nic niebezpiecznego, jeśli zachowa się odpowiednie procedury bezpieczeństwa. Otrzymana podczas wizyty dawka promieniowania, indywidualnie zmierzona dzięki specjalnemu urządzeniu, które miałam cały czas ze sobą, wyniosła 0,002 mSv. To tyle samo, ile pochłania się w trakcie 24 godzin w Kijowie, podczas godzinnej podróży samolotem, i tyle samo co 1/160 rentgena klatki piersiowej. Nawet przewodnicy mogliby oprowadzać tam wycieczki przez wszystkie dni roku bez przekroczenia bezpiecznej dawki. Pracownicy znajdujący się bardzo blisko feralnego reaktora przebywają 14 dni w strefie, a potem 14 dni poza strefą i w takiej sytuacji nie są narażeni na żadne niepożądane efekty promieniowania.


Wycieczkę rozpoczynamy w Kijowie, stawiając się w umówionym miejscu o 7 rano. Dość kameralna, 15-osobowa grupa, przewodniczka-fascynatka ze świetnym angielskim i szczególnie cenny, klimatyzowany bus. Wszystko czego potrzeba, żeby rozpocząć podroż do tego unikalnego miejsca. Na początku dokładnie dowiadujemy się jak będzie wyglądać wycieczka, gdzie wejdziemy, co możemy robić, jakie są zakazy. 1,5-godzinna trasa Kijów-ZONA to też idealny czas na film dokumentalny na temat katastrofy. Już w Kijowie dostaję licznik Geigera i dokonuję pomiaru - 0,14 uSv.

20180727_070254.jpg

Pierwszy przystanek to checkpoint, czyli spojrzenie w paszporty przez strażników, podpisanie przez przewodnika dokumentów. Hop. I już jesteśmy w ZONIE. Dojeżdżamy do opuszczonej wioski Zalissya. To małe, opuszczone domki, sklep, stodoła. Można do nich bez problemu wchodzić i "podziwiać" to, co zostawili w nich mieszkańcy (minus przedmioty wyniesione przez licznie przybywających tam po wypadku grabieżców). Licznik Geigera wskazuje zaledwie 0,17 mSv. To mniej niż w Warszawie.

20180727_104031.jpg

20180727_103957.jpg

20180727_104100.jpg

20180727_104311.jpg

20180727_104513.jpg

Kolejny punkt naprawdę robi ogromne wrażenie. To wielki radar radiolokacyjny - Duga 1, zwana też Okiem Moskwy. Służył on do wykrywania pocisków balistycznych nadciągających nad terytorium ZSRR. Wybudowanie tej konstrukcji to koszt ok. 1 miliardów dolarów. Budowla ma 140 metrów wysokości i faktycznie jest potężna. Z uwagi na katastrofę w Czarnobylu nie może spełniać już swojej funkcji i stoi tam obecnie bezużyteczna.

DSC_1300 (Large).JPG

DSC_1320 (Large).JPG

20180727_114223.jpg

Następna wioska to Kopachi. W większości chaty były zbudowane tu z drewnianych desek, w których bruzdy bardzo dobrze wchłaniane są opady promieniotwórcze. Przez to dekontaminatorzy pracujący przy oczyszczaniu terenów i minimalizacji skutków katastrofy, mieli problem z właściwym oczyszczeniem drewnianych konstrukcji. Chaty z drewna zdecydowano się rozebrać i zakopać. Jedyną pozostałością po wsi (poza kopcami z zakopanymi ruinami chat) jest byłe przedszkole. Dzięki temu, że jest zbudowane z kamienia nie było problemu z jego oczyszczeniem i zdecydowano się na pozostawienie tego budynku. Panuje tam bardzo osobliwy klimat. Szkielety łóżek piętrowych. Porozrzucane kolorowe książeczki dla dzieci i zabawki. Małe szafki i wieszaczki z naklejkami. Szczególnie upiorne lalki z powyginanymi kończynami. Sądzę, że akurat te lalki są tam pozostawione lub nawet podłożone celowo, aby wzbogacić wrażenia widzów.

DSC_1281 (Large).JPG

20180727_124556.jpg

20180727_124732.jpg

20180727_124756.jpg

20180727_124822.jpg

20180727_124831.jpg

20180727_124836.jpg

20180727_125119.jpg

DSC_1349 (Large).JPG

Promieniowanie w budynku pozostaje bez zmian, w okolicach 0,17 uSv, jednak właśnie w okolicach przedszkola spotykamy pierwszy hotspot. Hotspotem nazywane są małe obszary w których promieniowanie jest z jakiegoś powodu bardzo nasilone. Możliwe, że w tym miejscu jest zakopany jakiś silnie napromieniowany przedmiot, albo nagromadziło się tam ono przez to, że w przeszłości znajdował się tu punkt kontroli napromieniowania. Jeśli wykazano, że jakaś osoba jest napromieniowana, musiała ona mniej więcej w tym miejscu zostawić wszystkie swoje przedmioty i się umyć. W tym niewielkim, oznaczonym słynnym znakiem miejscu, mój licznik odczytał wartość 12,5 uSv.

20180727_125423.jpg

Odjeżdżamy w kierunku elektrowni. Już z daleka widać słynny sarkofag, tak zwaną arkę. Zbudowany został tu zaledwie 2 lata temu, wykorzystując fundusze pochodzące spoza Ukrainy. Unii Europejskiej, USA, Europejskiego banku Odbudowy i Rozwoju. Polska dołożyła swoją cegiełkę w postaci 1,5 mln euro. Kopuła ma wysokość ponad 100 metrów, waży 29 tysięcy ton i ma ochronić Świat przed tlącym się wciąż niebezpieczeństwem przez najbliższe 100 lat.

DSC_1354 (Large).JPG

W oddali widzimy też pozostałe reaktory: pierwszy, drugi, trzeci. Dojeżdżamy do stołówki, gdzie zjemy lunch taki, jaki jedzą tu codziennie osoby pracujące przy reaktorze. Najpierw jednak kontrola napromieniowania. Specjalne czujniki sprawdzają, czy nie mamy na sobie jakiegoś napromieniowanego elementu. Clear. Można iść jeść.

DSC_1578 (Large).JPG

Typowy stołówkowy, ukraiński obiad, jedzony w towarzystwie licznika Geigera pokazującego promieniowanie niższe niż w Warszawie.

20180727_131936 (1).jpg

Ruszamy dalej. Docieramy do punktu w którym można podziwiać sarkofag w całej jego okazałości. Jesteśmy 300 metrów od miejsca feralnego wybuchu. Licznik Geigera wskazuje bezpieczny wciąż poziom promieniowania 1,2uSv. Dwa lata wcześniej, zanim stanęła tu ta ogromna nowoczesna konstrukcja, promieniowanie w tym miejscu wynosiło ok. 4 uSv.

20180727_135626.jpg

20180727_140608.jpg

Szybki przejazd koło czerwonego lasu. Tutaj nie wolno się za bardzo zatrzymywać. To miejsce w największym stopniu skażone, w kierunku którego bezpośrednio powiała radioaktywna chmura. Drzewa przybrały specyficzny, miedziany kolor, dlatego las nazywany jest czerwonym lasem. Przewodniczka radzi nam przyłożyć czytniki do szyby busa od strony czerwonego lasu i liczniki natychmiast zaczynają piszczeć i wskazywać wartość ponad 10 uSv. Przejeżdżamy tamtędy szybko, obserwując to niezwykłe miejsce tylko zza szyb busa.

DSC_1368 (Large).JPG

Główna atrakcja i najbardziej wstrząsające miejsce jeszcze przed nami. Miasto Prypeć. Ale opiszę je w osobnym poście, co?
Robi ogromne wrażenie, jest bardzo duże, mam z niego bardzo wiele zdjęć i warto poświęcić mu sporo uwagi :)

Byliście? Chcecie się wybrać? Czy uważacie to za zwykłą ruinę niegodną uwagi?

Sort:  

Strasznie mnie tam ciągnie, o Prypeci nie wspominając! Czekam z niecierpliwością na relację i diabelski młyn :)

To trzymam kciuki za owocną podróż! Zdecydowanie warto to zobaczyć i przeżyć na żywo

Ja na pewno kiedyś tam się wybiorę. Jedno z niewielu miejsc na świecie, które stanowi wehikuł czasu... Czekam na następne relacje :)

Wehikuł czasu to idealne określenie! Polecam bardzo :)

Wehikuł czasu to Kuba, tutaj raczej to co może się stać gdy mocarstwa się nie dogadają i każdy wcisnie czerwony przycisk. Krajobraz jak z "Metro 2033", apropo to polecam tą książkę, jeśli lubisz takie klimaty :)

"Metro 2033" - "przypowieść o postnuklearnej Moskwie" - zapowiada się ciekawie. Dzięki za rekomendację :)

Do usług, od razu polecam drugą część "metro 2034"

Niesamowity klimat.
Byłam dzieckiem, ale pamiętam moment, gdy szkoła dostała powiadomienie o zdarzeniu - do klasy ktoś wszedł i szepnął parę słów nauczycielce, ta natychmiast zamknęła wszystkie okna... Jakby to mogło coś zmienić.

Mnie nie było wtedy na świecie, ale rodzice też wspominali wielokrotnie picie płynu Lugola. W Szwecji podobno aż przez 7 lat ludzie mieli zakaz prowadzenia własnych ogródków i jedzenia roślin i grzybów z lasu!

Trzeba przyznać, że robi to wrażenie

Urodziłem się 26 kwietnia, ale 1989 :) Mama mi opowiadała jak była mała i musieli pić płyn jugola, moja cała rodzina pochodzi ze wschodu polski, także tam to dość szybko dotarło. Świetny tekst, też kiedyś tam pojadę!

co za opowieść! (przeczytałam obie części)
miasta śmierci..
Oko Moskwy tez robi wrażenie

komentarz Babci - to prawda uniwersalna,
uwielbiam takie Babcie
(noo, ale w końcu po kimś to masz :D

Thank you for sharing this! Although I cannot read what it says, these are some incredible pictures!

Posted using Partiko iOS