Czego uczą nasze dzieci strajkujący nauczyciele?
Mnie nauczyli pisać i wypowiadać się po polsku.
Oby spełniło się Twoje marzenie i każdy, kto występuje z jakąkolwiek krytyką był wyrzucany z pracy.
Orwell po prostu.
Czego uczą nasze dzieci strajkujący nauczyciele?
Mnie nauczyli pisać i wypowiadać się po polsku.
Oby spełniło się Twoje marzenie i każdy, kto występuje z jakąkolwiek krytyką był wyrzucany z pracy.
Orwell po prostu.
Ja niestety nie miałem takiego szczęścia. W podstawówce w klasie od 4-8 polonistka była radną i miała w głębokim poważaniu swoje obowiązki nauczycielskie i gdy często jeździła na spotkania rady miejskiej, siedzieliśmy w klasie i przepisywaliśmy tekst z książek i nazywaliśmy części zdania.
W liceum miałem polonistkę alkoholiczkę i wiele lepiej nie było.
Na swojej drodze nie spotkałem nigdy nauczyciela z prawdziwego zdarzenia. Miałem różne przypadłości z nauczycielami innych przedmiotów również.
Strajk to nie krytyka, a zaprzestanie obowiązków, za które ci płacą. Zapraszam z budżetówki do sektora prywatnego. Gdzie na zarobki możemy sobie ponarzekać przy kawie albo zmienić pracę, a paraliżowanie zakładu pracy, to strzał w stopę.
Niestety wielu nauczycieli zapracowało sobie na taką opinię, czego wyrazem zapewne jest ten post. Może nie napisałbym tego w taki sposób i nie tak radykalnie, ale przy wielu punktach moim zdaniem autor ma racje.
Nie można oczywiście generalizować, ale są nauczyciele, którzy po nocach siedzą przy klasówkach, a są tacy, którzy wydrukują sobie zestaw z stron, które umożliwiają pobranie klasówek, klucz odpowiedzi i koniec.
Wielu nauczycieli z naszych wspomnień nie zagrzałoby miejsca we współczesnej szkole, w której kontrolowana jest realizacja podstawy programowej, panuje nieustanna sprawozdawczość i rozliczanie ze wszystkiego. Wyjście nauczyciela i przepisywanie podręcznika to jakiś żart. I choć sama miałam w liceum nauczycielkę, która 2/3 lekcji potrafiła spędzić na zapleczu zadawszy nam uprzednio kilka zadanek do rozwiązania, to obserwując dziś pracę nauczycieli moich dzieci uważam, że w pełni zasługują na podwyżki.
Nie pracuję już ani w budżetówce, ani w sektorze prywatnym, a poznałam osobiście obie opcje. Powiem tylko, że znane mi są praktyki typu nadgodziny których "nie można" odmówić, mobbing tłumaczony "a bo szef już taki jest", czy przerzucanie obowiązków jednego pracownika na drugiego. I tak - nie przedłużyłam umowy w firmie prywatnej, bo nie akceptuję takich sytuacji. Nie przedłużyłam rówież umów w budżetówkowych zakładach pracy, bo zakres obowiązków w moim odczuciu kompletnie nie licował z wynagrodzeniem (tajemnicze premie za zadania dodatkowe okazały się oszamiającymi kwotami z przedziału 100-200 złotych).
Taki mam charakter i na takie rozwiązania mogę sobie pozwolić. Natomiast i w moich budżetówkowych i niebudżetówkowych byłych miejscach pracy nadal pracują ludzie, którym życzę jak najlepiej i jeżeli są zdeterminowani do dokonania zmian, to w pełni ich popieram. Tak naprawdę moje wycofanie się z tych prac to wygodnictwo i cicha zgoda na to, żeby patologie trwały.
I taka ciekawostka. Moi rodzice wspominają, jak w roku 1980 w ich małych zakładach pracy judzono przeciw strajkującym. Że przecież oni to i tak mają dobrze, że się Bóg wie czego zachciewa, że to przez nich jest kryzys i kartki. Gdyby nie strajki to w PRL byłby miód i mleko.
Nauczyciele przede wszystkim powinni strajkować w sposób, który najmniej szkodzi uczniom, bo nauczyciel powinien być z powołania. Mogliby skorzystać z dwu miesięcznych wakacji i strajkować jak np rolnicy blokując drogi, składając wypowiedzenia przed wrześniem, a nawet strajkując we wrześniu, kiedy się da jeszcze w późniejszym terminie coś nadgonić z materiałem przed egzaminami, a nie pozostawiać ucznia w dodatkowym stresie, bądź biedzie.
Ja mam straszą córkę w zerówce i mam pewne zastrzeżenia.Nie wiem jak będzie później. Czytając opinie w internecie wydaję mi się, że w oświacie nie wiele się zmieniło pod względem jakości nauczania i nie są to tylko opinie rozczarowanych rodziców, czy leniwych uczniów. Nie raz uczeń chciałby dowiedzieć się czegoś więcej na temat danego zagadnienia, a okazuje się, że nauczyciel nie ma wiedzy wykraczającej poza utarty schemat, a często wręcz się myli.
Mówiłaś o nagonce na nauczycieli, osobiście nie uważam, że trwa bezpardonowa nagonka, podawane są w mediach średnie kwoty brutto zarobków nauczycieli, ilość godzin których statystyczny nauczyciel przepracuje w tygodniu.
Pensum, czyli ile nauczyciel uczy średnio w tygodniu w szkole, na tle innych krajów. Zauważmy, że koledzy z innych krajów też muszą się do zajęć przygotować i sprawdzić prace.
Na tle zagranicznych kolegów pracują mniej, ale jeśli porównać zarobki w kraju u osób z wyższym wykształceniem, to wychodzimy podobnie z innymi krajami, ale przypomnijmy sobie, że polski nauczyciel pracuje najmniej, a porównujemy wynagrodzenie z etatowcami o 40h pracy w tygodniu. Gdyby pensum dorównać do Niemiec, to można by zwolnić połowę nauczycieli i podwyższyć im płacę?
Konkluzja wszyscy z mało zarabiamy, ale czemu mamy wyrównywać standardy życia nauczycielom obniżając innym.
Czy pytając o obniżanie stadardów innym masz na myśli na przykład rezygnację z 500+ czy emerytury za czwórkę dzieci?
A ja w przedszkolnych grupach z przygotowaniem szkolnym i na pierwszym etapie edukacji szkolnej widzę bardzo duże zmiany. Dotyczy to przede wszystkim diagnozowania potrzeb edukacyjnych ucznia, dostosowywania sposobów pracy, kompensowania braków, wspierania uzdolnień i kontaktu z rodzicami. Mój mąż też miał takie wyobrażenie, że szkoła jak szkoła, że co tam się mogło zmienić. W naszej rodzinie to ja chodzę na spotkania rodziców i nadzoruję aktywność szkolną dzieci. Gdy mąż zaczął powtarzać opinie przeczytane w necie, pokazałam mu po prostu, czego aktualnie nasze dzieci uczą się w szkole, co czytają, z jakich zajęć pozalekcyjnych korzystają, jak nauczyciele w ostatnich tygodniach uatrakcyjniali dzieciom naukę (wyjścia, spotkania z gośćmi specjalnymi, lekcje poza klasą szkolną, nauka przez zabawę). Pokazałam mu również moją korespondencję z wychowawcami. Stwierdził, że jednak zmieniło się bardzo dużo, a on po prostu "nie zagłebiał się w temat".
Ale cóż - to tylko dowód anegdotyczny, podobnie zresztą jak Twoje uwagi do edukacji córki w przedszkolu.
Godziny "przy tablicy" faktycznie w Polsce są ustalone na niskim poziomie. (Przedstawiona tabela zawiera błąd - w Finlandii na pierwszym etapie edukacji pensum wynosi 24 godziny lekcyjne, a nie zegarowe.) Z tym, że w Polsce do pensum nie wliczono funkcjonujących wcześniej dwóch tak zwanych "karcianek", zajęć pozalekcyjnych, nauczania indywidualnego, które to w innych krajach działają w ramach pensum. Niektóre systemy regulują tymi godzinami również zastępstwa.
Ale do rzeczy. Argumenty niskiego pensum i długich wakacji służą przede wszystkim przedstawianiu pracy nauczyciela jako "niepełnowartościowej", co ma uzasadnić niskie zarobki. A moim zdaniem jest to etat jak najbardziej pełnowartościowy i zasługujący na wynagrodzenie, które zwłaszcza na skandalicznie wynagradzanych etapach stażysty i nauczyciela kontraktowego nie będzie miało jedynki z przodu (netto).
Czy rolnicy muszą wysypywać zboże i blokować drogi? Czy pielęgniarki muszą odchodzić od łóżek pacjentów? Czy nauczyciele muszą organizować strajk w czasie egzaminów? Żadna z tych grup nie powinna tego robić. Dlaczego? Dlatego, że ich postulaty powinny być wysłuchane przez rządzących i powinien być wypracowywany kompromis, w wyniku którego podjęte zostaną działania. Jednak wyszło tak, że przez lata rząd postulaty zbywał i w międzyczasie wprowadzał niekorzystne zmiany (chaos związany z podwójnymi i pustymi rocznikami).
Raczej kosztem podnoszenia obciążeń podatkowych, które raczej powinny być cięte, a zwiększając tylko obciążenia pracodawcom, pracownikom, podatnikom dobrobytu nie zbudujemy. Raczej Ci co mogliby ten kraj podnieść prędzej stąd wyjadą. Ja nie chcę 500+ (pomimo posiadania dwójki dzieci) i innych socjalnych wymysłów. Każdy powinien utrzymywać się ze swojej pracy.
"Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Jeśli rząd mówi, że komuś coś da, to znaczy, że zabierze tobie, bo rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy".
Skoro polscy nauczyciele, jeśli przyrównać zarobki innych osób z wyższym wynagrodzeniem nie zarabiają najgorzej, bo 0,74-0,84 tego co średnio zarabiają inni, a w tym lekarze, prawnicy, którzy podnoszą średnią, to może powinny im rosnąć wynagrodzenia wraz z wynagrodzeniami innych, to samo się tyczy całej budżetówki.
A jaka jest rzeczywistość młodych polskich inżynierów, którzy rzadko mają 40h pracy, a raczej pracują do późnych godzin nocnych?
Mi genialne decyzje rządzących już drugi raz powodują w branży zastój i zamrażają zarobki, gdzie moja opona do podpalenia? Będę po prostu musiał chyba zmienić pracę, ale innym grupom jakoś to nie przychodzi do głowy.
Nie zawsze średnia dobrze obrazuje sytuację, bo początkujący nauczyciel z wyższym wykształceniem i przygotowaniem pedagogicznym zarabia skandalicznie mało. Już teraz widać brak początkujących w zawodzie i starzenie się kadry pedagogicznej.
Młodzi ludzie po roku, dwóch zamieniają szkołę na inne miejsce pracy. Tym, którzy poświęcili ileś tam czasu i pieniędzy na zrobienie stopni awansu zawodowego po prostu trudniej podjąć taką decyzję. A i wielu z nich po prostu dobrze się czuje w pracy pedagogicznej - to jest coś co naprawdę chcieli robić.
I ja nie chcę 500+ ani innych socjali. Referendum?
Wynagrodzenia powinny rosnąć, bo mamy inflację. I tak - powinny rosnąć powoli wszystkim. Ale co zrobić, jeżeli u nas jest niechlubna "tradycja" podwyżek tylko wtedy, gdy sytuacja zrobi się paląca?
W sumie uważam, że dobrym uzdrowieniem sytuacji i motywatorem do realnych i realistycznych zmian w oświacie byłby masowy odpływ nauczycieli ze szkół. Kto wie, może już niedługo demografia wymusi naprawdę konkretne reformy.
Jeśli ktoś zarabia dużo mniej, to ktoś zarabia też dużo więcej średniej i dyrektorzy raczej średniej nie robią. Postulują podwyżki dla kwoty bazowej zdaje się. Czyli dla tych co zarabiają powyżej średniej też. Nic nie miałbym do najmniej zarabiających.
WTF?!?!
Tu się zgodzę, tylko że w innych zawodach nie ma wcale tak kolorowo, dlatego strajki a nie składanie wypowiedzeń.
Nawet te tysiączłotowe, czyli maksymalne oczekiwane przez jeden związek (drugi postuluje 15% w tym roku i 15% w przyszłym) podwyżki dla każdego nauczyciela kosztowałyby około 6 mld złotych. 500+ to 24,5 mld rocznie.
Właśnie te średnie zarobki to jest specyficzna ciekawostka. "Newsweek" ostatnio opublikował grafikę z informacją, że nauczyciel w Polsce zarabia średnio 98 tys. zł rocznie. Związki zazwyczaj mówią o kwotach netto, ministerstwo o brutto, co slinie rozmywa obraz sytuacji. Wiem, jakie kwoty zarabia kilku nauczycieli znanych mi osobiście - w dyskusji zapewne znów byłby to dowód o niskiej wartości, ale są to pewne fakty, coś co widziałam na własne oczy.