NIEBIESKA PEPSI BLUE z Indonezji o smaku jagodowym wzbogacona benzeosanem sodu | #MojeRecenzje #12
Witajcie w kolejnej część cyklu pod tytułem #MOJERECENZJE.
Pewnie zastanawiacie się po co w ogóle ta seria. Ja też. No nic, lecimy z kolejnym odcineczkiem!
W sieci sklepów żabka (która jest mi winna w sumie już kilkaset zł w jednogroszówkach) pojawiła się okresowo Pepsi Blue o smaku jagodowym.
Myślałem, że jest to jakiś kolejny wynalazek/eksperyment, który okaże się średni. Jednak w smaku okazała się barrrdzo dobra!
Nie jest ani za bardzo, ani za mało słodka, naprawdę w sam raz. Czuć smak jagód, ale delikatnie, w smaku naprawdę przypomina Pepsi, więc nie jest to po prostu oranżada jagodowa z logo Pepsi, w niczym jej nieprzypominająca. Na pewno jest o niebo lepsza od Pepsi Twist, która podobno ma mieć smak cytryny, jednak ja tam żadnej cytryny nigdy nie poczułem, a jedynie smak, jakby ktoś rozpuścił w zwykłej Pepsi gumę, nomen omen, rozpuszczalną.
To, co trochę niepokoi to zawartość benzeosanu sodu, konserwantu, który nie jest obecny w naszych rodzimych produktach Pepsi (są za to inne, może mniej szkodliwe), oraz nie jest obecny w napojach Coca-Cola.
Być może jest to spowodowane wyższymi temperaturami panującymi w Indonezji, a być może są to inne standardy produkcji ze względu na koszta i cenę końcową produktu w danym regionie.
Podsumowując, na pewno nie jest to napój zdrowy do picia na codzień, ale jeśli chodzi o walory smakowe, jaknajbardziej OK.
Napój ten mógłby zawitać na stałe na nasze półki, ale bez benzeosanu sodu, od którego dziś się odchodzi, a który był obecny w oranżadach sprzedawanych kiedyś. Za to w polskiej Mirindzie Lemon substancja konserwująca to sorbinian potasu i pirosiarczyn potasu, nie jestem chemikiem i nie wiem co gorsze.
Czy ktoś z Was też próbował niebieskiej Pepsi i może się wypowiedzieć, jak wrażenia?
Pod koniec zaznaczam, że nie zachęcam do picia takich napojów, przeciwnie, nawołuję do unikania takich bomb chemiczno-cukrowych, bo są one naprawdę niezdrowe. Pijecie na własne ryzyko! :)
Ocena: 7/10 (1 punkt odjęty za benzeosan sodu)
Poniżej skład:
Kiedyś widziałem film o starym, niedołężnym już Apaczu, o którym biali opiekunowie mówili, że pije tylko przezroczyste płyny.
Nie wiem, czy rozumiem, chodzi o wódeczkę? :D Czy o Pepsi Crystal, która jest przezroczysta? :) Cos w tym jest, podobno po przezroczystych alkoholach jest mniejszy kac, niż po kolorowych. Ja niestety jestem uzależniony od tych kolorowych świństw typu Cola, 2 dni piję wodę i znów do tego wracam...
Niedokładnie się wyraziłem, ten starzec (prawdopodobnie dogorywający w rezerwacie Geronimo) z płynów akceptował jedynie wodę.
Jeśli chodzi o te kolorowe, uzależniające świństwa ze sklepu, to rzeczywiście jest to problem. Spróbuj może stopniowo rozrzedzać swoje Cole, tak podświadomość się nie połapała za szybko że je święcisz. Jak dojdziesz delikatnie do momentu gdy rozrzedzenie będzie znaczne, możesz zaryzykować rzucenie.
Niezależnie od tego, sugeruję zainteresować się metodami wpływania swoim umysłem jak na podświadomość (związaną z nawykami i uzależnieniami) tak i na ciało fizyczne. Zapewniam, że to działa.
Coli rozrobionej raczej bym nie pił, choć spróbuję, ale robiłem tak z Fantą, że pół na pół z wodą i zdawało egzamin, później nawet sama była za słodka.
Od roku też nie słodzę w ogóle kawy, co można powiedzieć było wcześniej prawie niemożliwe, bo zawsze były to 3 łyżeczki, pewnego dnia po prostu jak skończył się cukier postanowiłem nie kupić następnego, by przestać słodzić i się udało. Teraz nie odczuwam żadnej potrzeby słodzenia i za te napoje muszę się zabrać też wreszcie. Niestety przychodzi czasem taki dzień, kiedy mam świetny humor i taka zimna Cola to jest po prostu poezja dla mnie i mega przyjemność, naprawdę lubię ten smak i podświadomie kojarzy mi się to też jako coś "cool".
Zgadzam się, że to leży w psychice, niektórzy mówią, ze nie mogliby nie słodzić herbaty bo "cośtam", a tak jak napisałeś, to siedzi w głowie. Mocno wierzę we wpływ na podświadomość i się tym interesuję, kiedyś byłem zafascynowany "Potęgą Podświadomości" Murphiego, ale okazuje się, że ta książka też nie jest taka idealna i nie we wszystko należy tam wierzyć ślepo, że co sobie wyobrazimy to się ziści.
Chyba najlepsza metoda wg mnie to myśleć o negatywnych skutkach i wybrać zdrowie zamiast tego, ale pokusa jest duża :)
Książka o której wspominasz ma feler podobny jak w metodzie Silvy. Z tego co zrozumiałem metoda opiera się na przemocy, czyli wymuszaniu efektu końcowego bez uwzględnienia zasobów karmicznych. Nikt i nic nie lubi aby mu rozkazywano - nawet jamnika nie wytresujemy przemocą, a co dopiero manipulowaniem nadświadomością i podświadomością. Zdecydowanie lepsze osiągi można uzyskać persfazją i prośbą. Obejrzałem ten film do końca i skorzystałem z zawartej w końcówce sugestii. W ciągu kilku dni, z minimalnym wysiłkiem pozbyłem się pewnego problemu zdrowotnego - teraz pracuję w podobny sposób z problemami związanymi z wiekiem powiedzmy - emerytalnym. Zobaczymy rezultaty. W każdym razie uważam, że materiał jest bardziej godny pochylenia niż przepis na budyń z pieczarkami w rubryce zdrowie. Gorąco polecam.
hshs
Dzięki za link, sprawdzę, metody Silvy nie znam. To bardzo mądre co napisałeś i zgadzam się w 100%. To się pokrywa z tym, co mówił około miesiąca temu w jednym ze swoich filmów jasnowidz Krzysztof Jackowski (polecam), w którego zdolności ja głęboko wierzę, zresztą on sam mówi, że on nie jest jakiś wyjątkowy i wiele osób może to wyćwiczyć w sobie. Mianowicie mówił on, że miał taki sen, w którym usłyszał takie słowa, że życie, nasz los jest jak osiołek i nie należy go sięgnąć, czy pchać na siłę, tylko trzeba na niego wsiąść i na nim jechać. Odkąd zacząłem się do tego stosować widzę zmiany w swoim życiu. Więc to nie jest tak, jak nam mówią trenerzy rozwoju, że jesteśmy panami świata i wszytko możemy wymusić, tylko trzeba trochę pokory i współpracy z "górą".
Nie da się udowodnić empirycznie ani istnienia, ani nie istnienia Boga, myślę, że ten spór nie zostanie nigdy rozwiązany, ja przykładowo ne jestem praktykującym katolikiem, choć uznaję spuściznę tej kultury, ale modlę się, bo uznaję istnienie jakiejś siły wyższej. "Proście, a będzie wam dane" - to naprawdę działa, ludzie są źli, że czegoś nie dostają, ale nawet nie wpadają często na to, żeby, (może z jakiejś skromności) po prostu poprosić i nie mówię o proszeniu innego człowieka tylko tej właśnie siły. W moim życiu wydarzyło się kilka sytuacji, które były dla mnie wyraźnymi znakami od tej siły, nie wiem co prawda, czy to opiszę na blogu w jakiejś serii, bo to prywatne doświadczenia, ale przecierałem oczy ze zdumienia co się wyprawia.
Wierzę jednak, że nawet przedmioty mogą mieć moc, przechowywać informację, a być może, że nawet plastikowa butelka po takiej Pepsi z tego posta może mieć świadomość. Brzmi to jak wariactwo, ale w filozofii ten termin nazywa się panpsychizm, czyli wszechświadomość. Moim zdaniem czas i przestrzeń to tylko iluzja i tak naprawdę one nie są wszystkim co możliwe, a jedynie jakąś częścią, wypadkową czegoś o wiele większego, czego z naszej perspektywy nigdy nie będziemy w stanie pojąć. Być może to życie jest tylko snem, symulacją, niczym gra, lub stanem "larwalnym" do jakiegoś kolejnego etapu. Dlatego też wierzę w przemożną moc psychiki, bo to tylko w niej tak naprawdę istnieje nasz świat, więc można powiedzieć, że my jesteśmy całym światem a cały świat jest nami. Może momentami to brzmi zawile, ale takie mam przemyślenia i doświadczenia życiowe :)
Dużo wiesz, wykorzystaj to - nie trać czasu ani energii na pierdolety jak inni. Mamy niesamowite możliwości, ale ponieważ to takie proste ludziska w to nie wierzą. Źródłem cierpienia jest ignorancja, zachłanność i awersja. Możesz swoją wiedzę rozszerzyć o tych sprawach czytając literaturę buddyjską. Jaką kolwiek lub oglądając prelekcje na youtube. Życzę powodzenia w doświadczaniu życia.
P.S. Twój tekst wcale nie jest zawiły, a myśli logiczne i uporządkowane.
Dzięki. Lubię zgłębiać i chłonąć wiedzę, bardziej przez internet, bo do książek papierowych jestem oporny, mimo, że jestem bardziej wzrokowcem, niż słuchowcem. Czasem mam nawet wrażenie, że "za dużo myślę", mimo, że sam nie lubię, jak ktoś tak mówi, bo to jest właśnie oznaka ignorancji. Jednak moją "ułomnością" jest to, że jestem dobry w teorii, ale trudniej mi to przenieść na realne skutki w świecie rzeczywistym i to jest obecnie moim wyzwaniem jak temu sprostać. Swoją drogą to ciekawe jak pod postem o niebieskiej pepsi doszliśmy do ciekawych rozważań filozoficznych :)