Herold jądra ciemności - wrażenia po filmie "Kapitan" ("Der Hauptmann")
Odkąd zobaczyłem oszczędny zwiastun tego czarno-białego filmu byłem nim mocno zafrapowany. Nie zawiodłem się, bowiem sam obraz jest zdecydowanie wart obejrzenia.
Niemcy. Dolna Saksonia. 1945 rok. Głównym bohaterem jest Willi Herold (Max Hubacher), a poznajemy go podczas panicznej ucieczki przed ciężarówką wyładowaną niemieckimi żołnierzami, którzy strzelają doń przy akompaniamencie trębacza, cóż, muzyka na żywo to uniwersalny środek umilający czas, nie tylko u Kusturicy. Nie wiemy i nie dowiadujemy się w toku trwania filmu wiele o przeszłości głównego bohatera. Czy jest dezerterem? Czy po prostu zgubił swój oddział? Kim był przed wojną czy w jej czasie? Film skrzętnie ukrywa te fakty, prócz niejasnych odniesień wskazujących, że w życiu Williego dużą rolę odgrywał ojciec, bowiem to na jego mądrości życiowe powołuje się ta postać (choć w miarę poznawania Herolda nie można wykluczyć, że to tylko część składowa owej postaci, którą sobie umyślił jednocześnie się w nią wcielając). Jedynym źródłem wiedzy pozostają więc czyny Herolda. Bohaterowi udaje się ujść z życiem przed tą osobliwą obławą, by wkrótce odnaleźć porzucony samochód z mundurem kapitana Luftwaffe. Jest to zaczątek historii o kłamstwie, przemocy i wojnie, która odczłowiecza w makabryczny sposób. Rzecz jasna zbieg nie może oprzeć się instynktowi przetrwania i wciela się w rolę oficera - zaraz po włożeniu niemal magicznego odzienia, które tak drastycznie odmienia życie, Herold urządza sobie występ żonglerski używając znalezionych w pojeździe jabłek przed wyimaginowaną publicznością, dziękując jej za równie wyimaginowane stawienie się na jego przedstawieniu.
Wkrótce samozwańczy kapitan spotyka jowialnego szeregowca Freytaga (Milan Peschel), który z radością oddaje się pod jego dowództwo jednocześnie pełniąc rolę kierowcy. Kompania rozrasta się o 37 mm działo przeciwlotnicze i dwóch młodych członków jego obsługi oraz grupę maruderów, spośród których wyróżnia się brutalny i pozbawiony skrupułów, acz nie pozbawiony sprytu oportunista Kipinski (Frederick Lau). Tak rozrastająca się drużyna zostaje ochrzczona przez jej wodza "Kampfgruppe Herold" (Grupa bojowa "Herold"), by trafić wkrótce na inny oddział i zaraz potem budzących strach wśród niemieckich żołnierzy żandarmów. Herold gra - nie bez przyczyny w późniejszym fragmencie filmu jest skonfrontowany z aktorem - i udaje mu się sprzedać historię, iż jest specjalnym wysłannikiem Fuhrera pragnącego rzekomo mieć swoje oczy na tyłach frontu zachodniego. Jak się okazuje w chaosie ostatnich miesięcy wojny to bezczelnie śmiałe zagranie udaje się nawet wobec podejrzliwych, budzących grozę "psów łańcuchowych" (zwano tak niemiecką żandarmerię ze względu na zawieszony u szyi przy pomocy łańcuszka ryngraf).
↑ Willi Herold (Max Hubacher) (źródło: filmstarts.de)
"Kampfgruppe Herold" jest symbolem żołnierskiej samowoli maskowanej interesami walącego się w ruiny kraju, choć w okrucieństwie i przywiązaniu do hedonizmu pobrzmiewają echa wojny trzydziestoletniej, podczas której tysiące tego rodzaju band przewalało się przez udręczone miasta i wsie Rzeszy z reguły nie przynosząc ze sobą nic dobrego. Sam Willi Herold jest postacią upiornie enigmatyczną - jego zachowania i decyzje z reguły bywają zaskakujące, a zamyślone, czujne, sprawiające wrażenie analizy milczenie zwiastuje nadejście kolejnych katastrof dla jego otoczenia - tak bliższego jak i przygodnie spotkanego. Choćby w jednej z pierwszych scen, gdy po udanej ucieczce, a przed odnalezieniem sanktuarium munduru oficera Luftwaffe, razem z napotkanym dezerterem plądrują strzeżony kurnik na jednym z gospodarstw rolnych. Tu jeszcze chodzi o przetrwanie, lecz wkrótce bestialstwo przykryte płaszczykiem obowiązków wobec ojczyzny staje się rodzajem gry teatralnej - ma w sobie tyleż z hazardu, co ze scenicznej zabawy. Kulminacja horroru następuje, gdy natrafiwszy na obóz dla dezerterów Herold doprowadza do likwidacji części zatrzymanych wbrew protestom trzymającego nad nimi pieczę przedstawiciela ministerstwa sprawiedliwości. Egzekucja, na którą członkowie "Kampfgruppe Herold" prowadzą nieszczęśników ze śpiewem na ustach (w który zresztą Ci się włączają) odbywa się z użyciem rekwizytu wymienionego wcześniej w tym tekście i jest złamaniem wszelkich norm cywilizowanego uśmiercania ludzi (jakkolwiek odrażająco to brzmi).
Ciężko jest także przeoczyć motyw budowy czegoś na wzór hierarchii w łonie grupy Herolda - rodziela on awanse, sądzi swoich towarzyszy, staje się panem życia i śmierci na groteskowym tle rozpadającego się państwa, które choć zbrodnicze i nieludzkie, miało przeraźliwie precyzyjnie zorganizowane DNA, z czym kontrastuje satrapiczny styl zarządzania Herolda. Stąd wprost do conradowskiego jądra ciemności - nieprzenikniony, okrutny i bezwzględny wódz trzymający w ryzach innych ludzi siłą swojej charyzmy, aczkolwiek w omawianym obrazie mistycyzm Kurtza jest zastąpiony aktorstwem i fartem, co doprowadza do myśli: "Ojczyzno Goethego i Schillera, upadłaś niżej, niż Wolne Państwo Kongo".
↑ Wskazówka dotycząca hierarchii w "Kampfgruppe Herold" (źródło: tvtoday.de)
Technicznie film próbuje być oszczędny - zamierzone użycie czarno-białego filtra od razu informuje nas, że to nie będzie obraz efekciarski, a raczej skupi się na bardziej wyrafinowanych aspektach fabularnych i charakterologicznych, niemniej jednak można nieco pocmokać nad dbałością o kostiumy, co też podkreśla owe powiązanie ze światem scenicznych desek. Z drugiej strony nie zabrakło szerokich kadrów, które mocniej osadzają opowieść w zimowo-wiosennej scenerii, natomiast nie odnajdziemy tutaj zbyt wielu rzutów na detale, dramatycznych zbliżeń - ten brak nachalnego kierunkowania uwagi widza na konkretne szczegóły jest ukłonem w stronę samorodnych detektywów i koneserów, a także wpływa pozytywnie na żywotność obrazu - powtórka seansu z pewnością pozwoli dojrzeć nieodkryte pierwotnie zakamarki i zajrzeć do szufladek zaplombowanych pajęczyną. Również muzyka, z której najbardziej dojmujące są piosenki kabaretowe i żołnierskie śpiewane przez bohaterów (często w zupełnym kontraście do tego, co dzieje się na ekranie) podaje odbiorcy kolejne cegły do zbudowania sobie gmachu pytań i wątpliwości dotyczących ludzkiej natury.
Nie odnalazłem jakichś fundamentalnych minusów tego dziełka, poprawne, a czasem znakomite aktorstwo, trzymająca za pysk fabuła, intensywny nastrój okraszony świetnymi zdjęciami i muzyką sprawia, że ten film wojenny, w którym jednak próżno szukać scen batalistycznych mających szansę na kultowy status lądowania na Omaha Beach z "Szeregowca Ryana", ogląda się w sposób na poły hipnotyczny. To poruszanie się po wnętrznościach jądra ciemności wraz z lubiącym dobrze się zabawić "Kampfgruppe Herold" - tak w stylu orgiastyczno-libacyjnym, jak i w duchu słów Barnaby granego przez Dariusza Gnatowskiego w "Mieście prywatnym", a które to słowa wypowiadane między kęsami golonki brzmią: "Żeby się zabawić, trzeba kogoś zabić" - budzi ogromny niepokój, zwłaszcza w parze z ociekającym hipokryzją, okazywanym przez głównego bohatera wykoślawionym patriotyzmem.
Polska premiera miała miejsce 22 marca 2019, choć sam film na ujrzał światło dzienne 7 września 2017, stąd możliwe, że w kinach studyjnych jest być może szansa na seans.
Kurde ale to jest film! dawno nie widziałem nic tak dobrego. Za to troszke mi zaspoilowałeś obozowe akcje, zapewne niechcący. Tak czy siak super recenzja
No niestety jak tak patrzę, to chyba, mimo starań, odkryłem za dużo fabuły. Ale sztos film, co? Też dawno nie widziałem takiego kina.
Zaciekawiłeś mnie, gdyby było dostępne do obejrzenia w domu, nie wahałbym się.
http://123enjoy.net/watch/RGbg5RWd-the-captain-2017.html
Obejrzałam wczoraj. Ciągle jestem pod wrażeniem. Jeden z tytułów, które warto znać.
Twoje skojarzenia z "Jądrem ciemności" bardzo trafne.