Tajski epizod z dreszczykiem. Poradnik dla wyjeżdżających.

in #polish7 years ago

W ostatnich latach Tajlandia stała się jednym z najmodniejszych kierunków wakacyjnych wyjazdów Polaków. Wszyscy, którzy zachwycają się tym odległym azjatyckim państwem, zwracają
uwagę na radość życia, jaką emanują jego mieszkańcy, co manifestuje się nigdy nieschodzącym z twarzy uśmiechem. Moja historia pokazuje jednak, że nie wszystko złoto, co się świeci, a żeby poznać ten kraj, potrzeba więcej niż dwóch tygodni na pięknych plażach.
when-youreturn-from-thailand-trip-and-didnt-do-anyshopping-and-26174148.png

Mimo wielu nieprzespanych nocy, nerwów, stresu i poczucia niepewności jutra, te 18 miesięcy spędzone w Tajlandii dostarczyło mi też wielu cudownych doświadczeń, których nigdy bym nie przeżył, gdybym pewnego dnia nie ruszył tyłka zza korporacyjnego biurka, wyjeżdżając w nieznane. Jeśli myślisz o tym samym, ale nie wiesz, jak się do tego zabrać, ten poradnik jest właśnie dla Ciebie. Tajska szkoła życia czeka!

Jak przygotować się do wyjazdu?

Oczywiście nie można w pełni przygotować się na wszystkie przygody, która czekają nas w egzotycznym kraju. Nie znaczy to jednak, że należy jechać zupełnie w ciemno. Wybierając się do Tajlandii w celu innym niż wakacje, warto coś wiedzieć o kraju, jego kulturze i realiach życia. Jeśli to Twój pierwszy kontakt z Tajlandią, to zacznij od dokładnego przestudiowania jednego lub więcej przewodników turystycznych. Skup się na rozdziałach ogólnych, poświęconych historii, kulturze, bieżącym wydarzeniom, praktycznym poradom.

Następnie poczytaj o miejscowościach, które Cię interesują jako potencjalne miejsca nauki (kurs TEFL, o którym za chwilę) i pracy. Na deser możesz zostawić sobie pozostałe rozdziały, aby już teraz zacząć planować, które miejsca odwiedzisz w swojej karierze nauczyciela.

Kolejnym krokiem powinno być odwiedzenie polskich stron internetowych poświęconych Tajlandii wraz z ich obszernymi i pełnymi ciekawych zagadnień forami dyskusyjnymi. Do najważniejszych należą www.tajlandia.pl i www.etajlandia.pl. Po opanowaniu podstaw zachęcam do wielokrotnej lektury portalu internetowego www.ajarn.com, który w całości zajmuje się tematyką nauczania, pracy i życia w Krainie Uśmiechu. Oprócz setek artykułów poświęconych interesującej nas tematyce, strony ajarn.com to wielka baza bieżących ofert pracy. Przeglądaj je regularnie, również przed przylotem, aby zorientować się, co piszczy na tajskim rynku pracy.

W ramach rozrywki polecam zapoznanie się z najpopularniejszymi filmami, których akcja dzieje się w Tajlandii, takimi jak np. „Kac Vegas 2: Bangkok”, „Niebezpieczny Bangkok” czy „Niebiańska plaża”. Nikt, kto poważnie myśli o zamieszkaniu w Tajlandii nie może przejść obojętnie obok doskonałych powieści Johna Burdetta, których akcja dzieje się głównie w Tajlandii. („Bangkok 8”, „Bangkok Tattoo”, „Bangkok Haunts”, „The Godfather of Kathmandu”).

Kwalifikacje

Przede wszystkim musisz znać język angielski! I nie mówię tu o biernej znajomości, jakiej uczą nas nawet na studiach. Musisz swobodnie komunikować się w języku Szekspira i czuć się dobrze w środowisku anglojęzycznym. Idealnym kandydatem do pracy dla Tajów jest oczywiście native speaker, czyli osoba urodzona i wychowana w kraju anglojęzycznym. W wielu ogłoszeniach o pracę będzie wyraźnie zaznaczone, że dana instytucja edukacyjna jest zainteresowana zatrudnieniem tylko native speakerów. Nie należy się tym wymogiem zbytnio przejmować, gdyż dla wielu Tajów native speaker to mówiący po angielsku farang.

Tuż po native speakerze największe szanse na zatrudnienie ma biały Europejczyk, który płynnie mówi po angielsku. Nie ma lepszej szkoły języka niż kilkuletni pobyt i praca w kraju anglojęzycznym. I mówię tu o pracy wymagającej używania tego języka na co dzień, np. biurowej lub korporacyjnej. Jeśli nie jesteś pewien swoich umiejętności językowych, a jednocześnie bardzo chcesz podążyć moimi śladami, może warto najpierw spędzić przynajmniej rok w kraju anglojęzycznym?

Jeśli Twoja znajomość języka pozostawia wiele do życzenia i nie czujesz się na siłach, by nauczać, to zastanów się nad wyjazdem dwa razy. Znaleźć i utrzymać pracę będzie ci trudniej niż innym. Mając niskie kwalifikacje językowe, nie postępujesz też fair wobec swoich przyszłych studentów. Znam przypadki nauczycieli, którym udało się wkręcić na uniwersytet, mimo że ich znajomość języka jest co najwyżej średnio zaawansowana. Można, tylko po co?

Kolejnym wymogiem są ukończone studia, co najmniej licencjackie, z dowolnej dziedziny. Do nauczania języka na uczelni wyższej wymagany jest tytuł magistra, choć znam przypadek nauczyciela, który uczył na uniwersytecie jeszcze przed obroną pracy magisterskiej (zapewne uzyskał już absolutorium). Dyplom licencjacki lub magisterski jest przepustką do wizy biznesowej i pozwolenia na pracę. Bez ukończonych studiów pracę dostać trudniej, a o pracy legalnej można zapomnieć.

Oczywiście możesz pracować na czarno, korzystając z wizy turystycznej (kilka miesięcy pobytu) lub edukacyjnej (nawet do 10 lat pobytu), zapisując się na przykład na kurs języka tajskiego. Wiele osób tak robi, wielu osobom się udaje. Do anglojęzycznych mediów nie przeciekają informacje o aresztowaniach czy deportacjach nielegalnie pracujących obcokrajowców. Nie znaczy to jednak, że nie będziesz pierwszy. Pamiętaj, że nielegalny pracownik nie ma żadnych praw, jest często wykorzystywany przez pracodawcę, wynagrodzenie może nie być wypłacone i ogólnie możesz wdepnąć w niezły syf. I nie będziesz się miał gdzie odwołać.

Obiegowa opinia głosi, że studia dowolnego poziomu z anglistyki, amerykanistyki i (lub) pedagogiki ułatwiają znalezienie pracy, gdyż pracodawcy patrzą na takich kandydatów bardziej przychylnym okiem. Nie wiem, czy to prawda, bo ja skończyłem licencjacką politologię i magisterskie International Peace Studies. Ale podobno tak jest. Musisz ukończyć kurs TEFL. Kropka. Uwierz mi — nikogo nie obchodzi, że masz doktorat z anglistyki z London School of Economics albo że uczyłeś angielskiego w Empiku przez ostatnie 10 lat. Tajowie to formaliści. Nie masz TEFL-u — nie jesteś nauczycielem. Proste.

Znam historię pewnego Polaka, który nie tylko miał potwierdzoną edukację lingwistyczną, ale także doświadczenie w nauczaniu i profesjonalnych tłumaczeniach. Tajów niewiele to obchodziło, bo nie miał kursu TEFL. Pracy szukał pół roku. Inwestując czas i pieniądze w kurs, mógł zaoszczędzić pewnie 3 – 4 miesiące, w czasie których też za coś musiał żyć. Finansowo był więc pewnie stratny. Tak więc schowaj dumę anglisty, amerykanisty, doświadczonego nauczyciela do kieszeni i zapisz się na stacjonarny (4-tygodniowy) kurs TEFL. Najlepiej w Tajlandii, jeśli to tam zamierzasz rozpocząć swoją nauczycielską karierę.

Zapomnij o kursach online czy weekendowych organizowanych m.in. w Polsce. To strata czasu i pieniędzy. Niewiele się nauczysz, a Twój papier i tak nie będzie honorowany w Krainie Uśmiechu. Ja kurs zrobiłem w Phukecie, w szkole TEFL International (www.teflcourse.net). Miał on swoje wady i zalety, o czym pisałem w drugim rozdziale książki. Najważniejsze jednak, że dostałem certyfikat, który jest honorowany, i zdobyłem umiejętności, które okazały się przydatne w mojej krótkiej karierze nauczyciela w Tajlandii.

Umiejętności i charakter

Przypomnij sobie swój ostatni referat wygłaszany na studiach przed kolegami. Jak się wtedy czułeś? Spanikowany? Zestresowany? Nerwowy? Pamiętaj, że nauczanie to codzienne wystąpienia publiczne. Codziennie będziesz patrzył w oczy kilkudziesięciu skośnym ludkom, których nie znasz i którzy pochodzą z kultury ZUPEŁNIE innej niż Twoja. I będziesz do nich mówił. Dużo.

Jeśli na samą myśl o tym oblewasz się zimnym potem, odpuść sobie. Dla swojego i ich dobra. Jeśli do tej pory jakoś sobie radziłeś z wystąpieniami publicznymi, to pamiętaj, że praktyka czyni mistrza. Jeśli poczujesz się pewniej, weź kilka lekcji w Polsce. Albo idź na żywioł i nie poddawaj się. Po tygodniu intensywnej pracy przywykniesz — poprowadzenie lekcji będzie dla Ciebie czymś tak zwyczajnym jak zjedzenie śniadania.

Znajomość języka tajskiego nie jest potrzebna ani do pracy, ani do codziennego egzystowania w Tajlandii. Nie znaczy to, że Tajowie dobrze mówią po angielsku. Najczęściej będziesz się porozumiewać na migi. Przed przyjazdem warto jednak poznać kilka słów i zwrotów, a życie będzie nieco przyjemniejsze i łatwiejsze. Rozważ też zapisanie się na kurs tajskiego po przyjeździe. Nauka tajskiego to długi i żmudny proces, ale każde nowo poznane słowo czy zdanie sprawi, że Twoja tajska przygoda będzie pełniejsza, ciekawsza i bardziej satysfakcjonująca.

Co jeszcze jest potrzebne? Na pewno warto mieć tupet, odwagę, zdolność improwizacji w nieoczekiwanych sytuacjach, silne nerwy, wysoką tolerancję wobec wszystkiego co inne i niezrozumiałe. Musisz także uświadomić sobie, że tu prawie wszystko jest inne niż u nas. Niektóre rzeczy działają lepiej, inne gorzej. Przy tajskich centrach handlowych polskie wypadają słabo. Przy bangkokowym metrze i skytrainie warszawskie metro to przedpotopowy przeżytek. Nie zmienia to jednak faktu, że Tajlandię co roku nawiedzają powodzie, z którymi nikt sobie nie radzi, sytuacja polityczna jest niestabilna, woda w kranie może być zimna, a prądu może zabraknąć w najmniej oczekiwanej chwili. Ciągłe próby porównywania wszystkiego do europejskich standardów doprowadzą Cię do frustracji i mogą sprawić, że z podkulonym ogonem wrócisz do „cywilizacji”.

Jak znaleźć mieszkanie w Tajlandii?

Znalezienie mieszkania w Tajlandii nie należy do zadań trudnych. Najpierw musimy określić, gdzie zamierzamy się osiedlić. Najpopularniejsze, choć niejedyne lokalizacje to Bangkok, Pattaya, Chiang Mai i Phuket. W Bangkoku warto zacząć od wynajęcia lokum na nie więcej niż miesiąc w ścisłym centrum miasta, blisko stacji skytrainu lub MRT. Stolica Tajlandii to olbrzymie miasto. Nie ma sensu wiązać się długą umową w jednej dzielnicy, nie wiedząc, gdzie będziemy docelowo pracować. Znalezienie czegoś na krótki okres czasu w bezpośrednim sąsiedztwie najlepszych środków komunikacji publicznej gwarantuje nam dwie rzeczy: możliwość szybkiej i bezproblemowej przeprowadzki w okolice nowo zdobytej pracy i łatwość poruszania się po mieście w trakcie poszukiwań pracy. Mieszkanie przy skytrainie lub MRT jest także doskonałym rozwiązaniem, gdy nasza przyszła praca znajduje się przy którejś ze stacji.

Dusit Thani College, w którym pracowałem, położony był blisko 10 kilometrów od stacji skytrainu On Nut. Zatem mieszkanie przy jakiejkolwiek stacji mijało się z celem. Częściej bywałem w pracy niż w centrum miasta. Dlatego zdecydowałem się zamieszkać na osiedlu oddalonym od college’u pięć minut jazdy motocyklem.

Najpopularniejszym serwisem z ogłoszeniami wynajmu mieszkań w Tajlandii jest www.mrroomfinder.com. Warto też przejrzeć ogłoszenia na stronach dwóch największych anglojęzycznych dzienników — www.bangkokpost.com i www.nationmultimedia.com. Przed przylotem warto zapisać się do serwisu www.couchsurfing.org, gdzie stali i tymczasowi mieszkańcy Bangkoku (lub innej lokalizacji) mogą zaoferować Ci dach nad głową na kilka dni. Forum dyskusyjne ostatniego z wymienionych serwisów to także dobre miejsce, by zwyczajnie zapytać o mieszkania i (lub) pokoje do wynajęcia. Ja właśnie tak zrobiłem. Jedna z forumowiczek poleciła mi www.galleriasubway.com, gdzie zdecydowałem się zatrzymać przez pierwszy miesiąc pobytu w Bangkoku. Apartamentowiec znajduje się zaledwie 10 minut spacerem od stacji MRT Huai Khwang, dzięki czemu prawie całe miasto możemy mieć niemalże natychmiast w zasięgu ręki. Pierwsze tygodnie w Tajlandii można także spędzić w hostelu lub hotelu (w zależności od posiadanego budżetu). Nie zapomnij zapytać właścicieli, czy wiedzą coś o mieszkaniach lub pokojach do wynajęcia w okolicy. Pytaj w barach, restauracjach, sklepach. Zapoznaj sobie tajską przyjaciółkę lub przyjaciela, a szybko pomoże Ci znaleźć dach nad głową.

Po znalezieniu pracy warto przeprowadzić się w okolice przyszłego miejsca zatrudnienia. Chcesz tego czy nie, większość czasu będziesz spędzać właśnie w pracy. Łatwiej, taniej i wygodniej jest mieszkać blisko miejsca pracy, a na weekendy bądź niektóre wieczory wypuszczać się w miasto, niż codziennie tłuc się przez miasto w tę i z powrotem tylko dlatego, że zachciało nam się mieszkać po jego drugiej stronie. Jeśli masz to szczęście, że Twoja firma mieści się przy stacji skytrainu lub MRT, upewnij się, że nie musisz korzystać z obu środków transportu. Kombinacja MRT i skytrainu dwa razy dziennie może kosztować nawet 16 zł. Przy 20 dniach pracy w miesiącu stracimy w ten sposób 320 zł miesięcznie. Za te pieniądze można już wynająć podstawowe mieszkanie w innej okolicy lub spędzić noc z dziewczyną z Soi Cowboy.

Wybierając mieszkanie, warto też pamiętać, że uczenie to ciężka praca, a dom powinien być oazą spokoju, w której będzie można się zrelaksować po całym dniu. Decydując się na klitkę bez klimatyzacji z kucaną toaletą w starym tajskim blokowisku, będziemy płacić pewnie mniej niż 300 zł miesięcznie. Towarzyszyć nam będzie jednak smród, brud, krzyki dzieci i awantury za ścianą, alkoholowe libacje i praktycznie niewychodząca z bloku policja. W okolicy mojego college’u niezłe mieszkanka chodziły już po 500 zł. Za 700 zł miałem ładną kawalerkę w nowym budynku, a za 800 zł dwupokojowe mieszkanie z dwoma łazienkami, dwoma balkonami, kuchnią i salonem. To tak gwoli cenowej orientacji.

Chiang Mai to drugie największe miasto Tajlandii. Kieruj się podobnymi zasadami jak w Bangkoku, jednocześnie pamiętając, że nie ma tam ani metra, ani kolejki nadziemnej. Decydując się na mieszkanie w Pattai, pamiętaj, że jest to turystyczny kurort i o pracę może być trudniej niż w innych miejscach. Zasady poszukiwania mieszkania są takie jak w Bangkoku i Chiang Mai, przy czym miasto jest nieporównywalnie mniejsze niż oba wyżej wymienione. Phuket to wyspa. Wybierając się tam, trzeba zdecydować, gdzie konkretnie chcemy zamieszkać. Polecam start w mieście Phuket, gdzie szanse na znalezienie pracy i przystępnego pod względem kosztów mieszkania są największe.

Jak znaleźć pracę w Tajlandii?

Pracy w Tajlandii szukamy aktywnie. Oczywiście możesz codziennie atakować interesujące Cię ogłoszenia na www.ajarn.com czy w innym znanym serwisie, jakim jest www.eslcafe.com. Możesz szukać pracy przez „Bangkok Post” (www.bangkokpost.com) czy „The Nation” (www.nationmultimedia.com). Bierz jednak pod uwagę, że wszyscy inni potencjalni nauczyciele robią to samo. Konkurencja jest duża. Wygrywają najlepsi. Przynajmniej według tajskich standardów oceny.

Ja uparłem się, że będę uczył na uniwersytecie. I nie czekałem, aż praca znajdzie mnie. Zrobiłem listę wszystkich uniwersytetów w Bangkoku. Następnie zdobyłem kontakt do tak wielu z nich, jak to było możliwe, i wysłałem swoją aplikację. Odezwał się jeden i tam właśnie dostałem pracę. Chcesz uczyć w przedszkolu? Zrób listę przedszkoli i wyślij swoją aplikację. Interesuje cię szkoła podstawowa albo średnia? Państwowa albo prywatna? A może chcesz uczyć w znanej sieci szkół językowych? Znajdź je w internecie i wyślij swoją aplikację. Nie czekaj, aż się ogłoszą. Wtedy będzie za późno.

Tworzenie CV z myślą o tajskim pracodawcy zostanie omówione na Twoim kursie TEFL. Generalnie staraj się zawrzeć tekst na jednej stronie, pisz krótko i na temat. Skup się na swoich doświadczeniach edukacyjno-prezentacyjnych. Koniecznie umieść atrakcyjne zdjęcie w stroju jak najbardziej formalnym. Większość aplikacji bez zdjęcia jest automatycznie odrzucana.
Idąc na rozmowę kwalifikacyjną, pamiętaj o tym, że mimo całego pozornego wyluzowania i uśmiechu, Tajlandia to kraina formalistów. Załóż garnitur, białą koszulę i krawat lub skromny, stonowany strój biurowy, jeśli jesteś kobietą. Po angielsku w Tajlandii mówi się „Overdress to impress”. Po naszemu, że lepiej przesadzić, niż ubrać się zbyt swobodnie.

W temacie pracy został punkt ostatni, czyli KASA. Wynagrodzenia dla zagranicznych nauczycieli najwyższe są w Bangkoku i zamykają się w przedziale 40 000 – 50 000 bahtów za pracę na pełnym etacie. Etat nauczycielski w Tajlandii to z reguły 40 – 48 godzin pracy w tygodniu, przy czym 20 – 25 godzin to dydaktyka. Kontrakt, który zaakceptowałem w Dusit Thani College, opiewał na kwotę ok. 35 000 bahtów, wliczając w to kilka profitów, takich jak ubezpieczenie socjalne, dodatek mieszkaniowy, dodatek do posiłku na stołówce etc. Odliczając te dodatki, otrzymywałem co miesiąc trochę ponad 30 000 bahtów. Przy mieszkaniu, które z opłatami zamyka się w jednej trzeciej tej sumy, niskich kosztach transportu, jedzeniu w ulicznych garkuchniach i uniwersyteckiej stołówce, częstych wycieczkach i weekendowych rozrywkach, taka suma spokojnie wystarczała mi na w miarę godne życie w Bangkoku. Czasem udało mi się zarobić coś ekstra, na przykład biorąc dodatkowe zajęcia w weekendy, organizując konferencję biznesową dla polskiej delegacji czy pisząc przewodnik turystyczny po Bangkoku, co sprawiło, że okresowo mogłem sobie pozwolić na trochę więcej szaleństwa. Zdaniem większości native speakerów życie za mniej niż 40 000 bahtów w Bangkoku nie jest możliwe. Może mamy po prostu inne standardy, skoro znam Polaków, którzy byli w stanie utrzymać się w stolicy za mniej niż 20 000! Osobiście nie schodziłbym jednak poniżej 30 000.

Sytuacja wygląda inaczej na prowincji, zwłaszcza w północno-wschodniej części kraju. Tam wynagrodzenie będzie stanowiło 70% tego, co można zarobić w Bangkoku, ale i ceny będą znacznie niższe. Ostrożnie z akceptowaniem ofert na wyspie Phuket i w innych turystycznych miejscach! Tam ceny są takie jak w Bangkoku, a w wielu miejscach nawet znacznie wyższe.

20 największych błędów jakie możesz popełnić jako nowy mieszkaniec i nauczyciel w Tajlandii.

Wersja oryginalna z omówieniem: http://www.ajarn.com/ajarn-street/articles/ teacher-mistakes/

  1. Próbujesz zorganizować sobie pracę przed przylotem.
  2. Umawiasz się na randki ze studentami lub studentkami z Twojej szkoły.
  3. Szukasz najtańszego mieszkania.
  4. Zbyt luźno podchodzisz do rozmów kwalifikacyjnych.
  5. Nie potrafisz składać aplikacji o pracę pocztą elektroniczną.
  6. Nie sprawdzasz szkoły przed rozpoczęciem tam pracy.
  7. Nie pobierasz z góry opłat od studentów za prywatne lekcje.
  8. Myślisz, że możesz zmienić świat.
  9. Planujesz całą lekcję na podstawie zadanej pracy domowej.
  10. Nie ustalasz ze studentami zasad, których muszą przestrzegać na Twoich lekcjach.
  11. Przylatujesz ze zbyt małą ilością gotówki na start.
  12. Nie rozumiesz, jak działa tajski system wizowy.
  13. Bezkrytycznie podchodzisz do negatywnych recenzji na temat potencjalnego miejsca pracy.
  14. Spędzasz zbyt wiele czasu w towarzystwie narzekaczy.
  15. Nie przygotowujesz się do zajęć.
  16. Zbyt starannie dopracowujesz szczegóły wyjazdu.
  17. Myślisz, że ogłoszenia w internecie są wszystkim, co jest dostępne na rynku.
  18. Mylisz wakacje z pracą w Tajlandii.
  19. Dodajesz studentów jako przyjaciół na Facebooku.
  20. Nie przyswoiłeś sobie podstaw tajskiej kultury.

Błędy, które popełniłem: 4., 8., 9., 10., 11. (prawie), 15., 18. (czasem).

Wywiad z ajarn.com

W 2010 roku portal www.ajarn.com przeprowadził ze mną wywiad o życiu i pracy w Tajlandii oczami przybysza z kraju nieanglojęzycznego. Oto tłumaczenie:

— Czy trudno dostać pracę nauczyciela w Bangkoku, jeśli nie pochodzi się z kraju anglojęzycznego? Poruszaliśmy już ten temat, ale — o ile pamięć mnie nie myli — nigdy z nauczycielem z Europy. Marku, dziękujemy, że zgodziłeś się z nami porozmawiać. Pochodzisz z Polski. To kraj, który chciałem odwiedzić od dawna. Warto?

— Zdecydowanie tak! W Polsce każdy znajdzie coś dla siebie — od Morza Bałtyckiego na północy, przez 2700 jezior i niezliczonych „jeziorek” na wschodzie, do gór na południu. Wielbiciele miast mogą odwiedzić Warszawę, która ma wszystko, co powinna posiadać europejska stolica, Kraków uznawany przez wielu za kulturową stolicę Polski, Wrocław czy Poznań, które mają bardziej zachodni charakter z uwagi na bliskie sąsiedztwo z Niemcami.

— Powinieneś pisać przewodniki. Wyjechałeś do Irlandii, aby skończyć kolejne studia, czy tak? Wyjazd z Polski do Irlandii to niecodzienna droga dla młodego mężczyzny, który próbuje się odnaleźć w świecie?

— Zgadza się, choć sytuacja była bardziej skomplikowana. Moja rodzina — matka, ojciec i siostra przeprowadziła się z Warszawy do Dublina w 2004 roku. Często tam bywałem i ostatecznie zdecydowałem się tam zamieszkać. Często myślałem o Irlandii i chciałem spróbować wyspiarskiego życia. Aplikowałem na siedem lub dziewięć kierunków studiów w różnych instytucjach, ale wszystkie aplikacje zostały odrzucone z uwagi na rzekomą niezgodność polskiego i irlandzkiego systemu edukacji. Irlandczycy nie chcieli honorować mojego licencjatu z Polski. Rok później złożyłem tylko jedną aplikację, na Trinity College Dublin, najlepszy uniwersytet w Irlandii. Z miejsca zostałem przyjęty.

— Osiedliłeś się w Irlandii i dostałeś pracę w Microsofcie. Co robiłeś dla pana Gatesa?

— W Irlandii mieści się Microsoft European Operations Centre obsługujące region EMEA (Europa, Bliski Wschód, Afryka). Pracowałem jako Senior Licensing Representative. To ktoś w rodzaju analityka biznesowego z licznymi obowiązkami administracyjnymi połączonymi z udzielaniem wsparcia biznesowego korporacyjnym klientom Microsoftu.

— Dużo podróżowałeś. Do Tajlandii przejdziemy za chwilę. W jakich krajach jeszcze byłeś?

— Zwiedziłem większość Europy — od Szwecji do Hiszpanii, od Francji po Węgry. Byłem w Maroku i Izraelu. Najlepiej wspominam przejazd samochodem z Nowego Jorku do Los Angeles i taniec „na osi zła” — dwa tygodnie w Islamskiej Republice Iranu. Spośród krajów Azji Południowo-Wschodniej odwiedziłem Laos, Malezję, Singapur, Indonezję i Timor Wschodni, uchodzący za najbiedniejszy kraj w Azji.

— Ostatecznie wylądowałeś jednak jako nauczyciel w Tajlandii. Jak to się stało?

— W trakcie mojego pierwszego roku w Irlandii wszystko było dla mnie nowe i fascynujące. Idealizowałem wszystko, co widziałem, włącznie z pogodą. Po niecałych dwunastu miesiącach wybrałem się do Tajlandii na wakacje. Po powrocie już nic nie było takie samo. Tak narodził się pomysł zamieszkania w gorącym klimacie. W maju 2009 wahałem się jeszcze między Bliskim Wschodem, który uwielbiam, a Azją Południowo-Wschodnią. Ostatecznie zdecydowałem, że Tajlandia ma więcej do zaoferowania 28-letniemu singlowi niż, dajmy na to, Iran czy Arabia Saudyjska...

— Czy wiedziałeś o tym, że osoba niepochodząca z kraju anglojęzycznego ma większe trudności ze znalezieniem pracy w Tajlandii?

— Szczerze mówiąc, niewiele o tym myślałem. Czytałem tu i tam, że w Tajlandii uczą przedstawiciele różnych nacji, i wiedziałem, że dam sobie radę. Wysłałem około setki aplikacji, dostałem zaproszenie na 10 rozmów kwalifikacyjnych, co zaowocowało pięcioma ofertami pracy. Wszystko to wydarzyło się w grudniu i styczniu, które, jak wiesz, nie są najlepszymi miesiącami na poszukiwanie pracy w Tajlandii.

— Sądząc po jakości Twoich e-maili do mnie, nie wydaje mi się w porządku to, że uczysz angielskiego. Z drugiej strony, publikujesz także artykuły...

— Gdybym wiedział, że będziesz mnie oceniał na podstawie jakości moich e-maili, to prawdopodobnie napisałbym je nieco staranniej! Nie lubię dyskusji na temat, czy osoby niepochodzące z krajów anglojęzycznych powinny uczyć angielskiego, czy nie, bo uważam, że ilu zainteresowanych, tyle opinii. Prawdopodobnie dzisiaj na całym świecie języka angielskiego uczy więcej osób pochodzących z krajów nieanglojęzycznych niż native speakerów. Formalnie studiowałem język angielski przez 15 lat. Z tych 15 lat tylko rok moim nauczycielem była osoba pochodząca z kraju anglojęzycznego, konkretnie z Kanady. Mimo to mogę bez problemów żyć i pracować w środowisku anglojęzycznym i wierzę, że to powinno być celem każdego studenta.
Tak, robię błędy, ale osoby pochodzące z krajów anglojęzycznych także je robią. Zrobiłem certyfikat TEFL (Teaching English as Foreign Language) w Phukecie w październiku zeszłego roku. Dwa najlepsze wyniki egzaminu końcowego były dziełem Niemca i dziewczyny z Filipin, podczas gdy kilka osób pochodzących z krajów anglojęzycznych oblało ten test. Czasami paszport to nie wszystko.
Publikowałem m.in. w „The Washington Times”. Artykuły, które widzisz w gazetach, są wspólnym wysiłkiem dziennikarzy i drużyny redaktorów odpowiedzialnych za różne aspekty tekstu. Wersja, którą wysyłasz do redakcji, rzadko przypomina tę, którą ostatecznie widzisz na papierze.

— Opublikowałeś artykuł w polskiej edycji magazynu „Playboy”. Czytałem w internecie, że polskie kobiety uchodzą za najładniejsze na świecie. Czy mógłbyś mi przesłać egzemplarz... żebym... mógł zobaczyć... o czym był artykuł?

— Zrobiłem wywiad z Richardem „Gamblerem” La Ruiną w Londynie, który twierdzi, że jest najlepszym uwodzicielem w Europie. Richard jest autorem książki „Natural Art of Seduction” („Naturalna Sztuka Uwodzenia”) i szefem firmy PUA Training uczącej mężczyzn, jak podrywać kobiety. Richard zaprosił mnie na weekendowe warsztaty, abym mógł zobaczyć, na czym w praktyce polega jego praca. Niestety, nie mogę przesłać ci kopii, ale tłumaczenie krąży po sieci. Daj znać, jeśli chcesz rozwinąć swoje umiejętności, a może uda mi się załatwić ci jakąś zniżkę.

— Wróćmy do uczenia, zanim ten wywiad kompletnie nam się wykolei. Dostałeś dobrą posadę w szkole wyższej, a konkretnie w Dusit Thani College. Czy fakt, że nie pochodzisz z kraju anglojęzycznego, okazał się problemem w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej?

— Kwestia tego, że nie pochodzę z kraju anglojęzycznego, nigdy nie została poruszona w trakcie procesu rekrutacji. College edukuje przyszłych liderów sektora turystycznego. Tylko ułamek ludzi, z którym będą mieli do czynienia absolwenci uczelni, będzie pochodzić z krajów anglojęzycznych. Myślę, że ekspozycja na różne akcenty i dialekty jest więc dla nich pożyteczna.

— A jak z innymi posadami, o które zabiegałeś?

— Dostałem kilka odpowiedzi, że szkoła zainteresowana jest jedynie osobami pochodzącymi z krajów anglosaskich. Jedna z aplikacji, którą pamiętam, zaowocowała rozmową kwalifikacyjną. Rozmowa zaczęła się mniej więcej tak: „A więc pochodzisz z Polski...”. Skończyła się po dwóch albo trzech kompletnie nieistotnych pytaniach. Było dla mnie jasne, że chcieli się mnie pozbyć tak szybko, jak to możliwe.

— Przed chwilą zapytałem żonę o Dusit Thani College. Powiedziała, że to „szkoła gotowania”. Ale jeśli to college niedaleko centrum handlowego Seacon Square, to wydaje mi się, że „zarządzanie hotelami” to lepszy opis?

— Dusit Thani College oferuje pięć kierunków studiów kończących się tytułem licencjata: zarządzanie hotelem, zarządzanie kuchnią i restauracją, zarządzanie turystyką, zarządzanie ośrodkami wypoczynkowymi i spa, zarządzanie konferencjami i imprezami. College oferuje także program magisterski z zakresu zarządzania hotelami i restauracjami. Jestem jednak przekonany, że jeśli twoja żona chce podszkolić się z gotowania, to coś dla niej znajdziemy.

— Moja żona i nauka gotowania? Nie ma na to szans! Jakich przedmiotów uczysz i jak dużo masz pracy?

— Na początku potraktowali mnie łagodnie. Mam dwie grupy średnio zaawansowane (Pre-Intermediate) i jedną z zaawansowanej komunikacji i kompozycji tekstu (Advanced English Composition and Communication). W sumie 12 godzin uczenia w tygodniu plus trochę innych zadań. Miesiąc miodowy skończy się jednak w kwietniu, gdy dostanę dodatkowe zajęcia.

— Jesteś zadowolony?

— Bardzo, to świetna zabawa!

— Co planujesz zrobić po zakończeniu pracy w Dusit Thani College?

— Atmosfera na uczelni jest doskonała. Wszyscy są mili i pomocni, a studenci na ogół chętni do nauki. Czytałem wiele strasznych historii na temat nauczania w Tajlandii, więc mam szczęście, mając pracę taką jak ta. Chcę tu zostać przynajmniej kilka lat, aby zrozumieć kraj i region. Uczenie jest zabawne, więc nie powinno być z tym problemu. Mam oczy otwarte na wszystkie możliwości biznesowe, bo uważam się za kreatywnego rozwiązywacza problemów wszelakich (jakieś propozycje?). W trakcie pobytu może napiszę bestseller i będę obrzydliwie bogaty?

Jak nie stracià penisa w Tajlandii?

„Rozwścieczone Tajki dominują w światowych rankingach w odcinaniu penisów” krzyczy nagłówek jednego z internetowych raportów na temat fenomenu znanego jako „karmienie kaczek”. Bardziej wiarygodne źródło, australijskie radio ABC, wyjaśnia tę sprawę następująco: „Między mężczyznami i kobietami w Tajlandii dochodzi do coraz większej liczby nieporozumień w temacie wiekowego zwyczaju tajskich mężczyzn utrzymujących swoje drugie „żony”. Dwadzieścia lat temu przestępstwo polegające na obcięciu penisa wyszło na jaw w Tajlandii za sprawą raportu na temat wściekłej żony, która obcięła penisa swojemu niewiernemu mężowi i nakarmiła nim kaczki. Dzisiaj jest to bardzo popularny rodzaj zemsty Tajek na niewiernych partnerach”. Radio przeprowadziło wywiad z 42-letnim policjantem Songphongiem Nammwanem, któremu żona ucięła penisa, a następnie wyrzuciła go do ścieku. Karmienie kaczek jest popularne, bo uniemożliwia przyszycie utraconego narządu. Tajlandia ma najlepszych na świecie specjalistów od przyszywania penisów. Cóż, powszechna praktyka uczyniła z nich mistrzów...

Związek faranga i Tajki to ciężki orzech do zgryzienia. Odmienna kultura, zupełnie inna od naszej, nie ułatwia zadania. O Tajkach mówi się, że jak kochają, to szczerze, prawdziwie, na śmierć i życie. Decydując się na poważną relację z Tajką, w tym wspólne mieszkanie, pamiętaj, że one traktują to bardzo serio. Zgadzając się na wspólne zamieszkanie, w zasadzie zgadzasz się w przyszłości na ślub. Choćby waliło się i paliło, nie wyrzucisz jej ze swojego mieszkania. Choćby z twojego punktu widzenia związek był zakończony, a namiętność wygasła, jej punkt widzenia prawie na pewno będzie inny. Upieranie się przy swoim, walka, kochanka na boku czy mniej lub bardziej regularne wizyty w tajskich burdelach dramatycznie zwiększają ryzyko utraty męskości.

Jeśli decydujesz się na stały związek ze wspólnym mieszkaniem czy nawet ślub, pamiętaj, że jesteś jej, i tylko jej. A ona będzie notorycznie zazdrosna, będzie sprawdzać ciebie, twoją pocztę i twój telefon. Jeśli wolisz poużywać sobie życia, to śmiało, nie angażuj się w długie i poważne relacje. Pamiętaj jednak, że dla wielu tajskich piękności jedna noc spędzona z tobą u ciebie w domu to już początek związku. Wiedz, w co się pakujesz, a pakując się w to, przewiduj, co może z tego wyniknąć. Jeśli podejrzewasz, że możesz być w niebezpieczeństwie, nie daj się związać pod pozorem gry wstępnej (bo nie będziesz mógł się bronić), zawiązać sobie oczu (bo nie będziesz widzieć noża w jej ręku) i kochaj się „na pieska” (jeśli ma nóż, to nie sięgnie).

Może i tajscy chirurdzy są najlepsi na świecie, ale czy warto ryzykować?