Tajski epizod z dreszczykiem. Rozdział 12: Zdrada. Część 2.
W domu trwa wojna. Po jednej linii frontu stoję ja, a po drugiej Piam i Apple. Prosiłem, groziłem, wymuszałem i błagałem. Nic nie pomaga. Apple nadal jest wrzeszczącym, rozpieszczonym bachorem. A ja jestem złym chłopakiem, bo mi to przeszkadza. Mimo to mojej dziewczynie nie mieści się w głowie, że mogę potrzebować przerwy, że muszę odpocząć, że chcę pobyć chwilę sam.
Link do poprzedniej części: Tajski epizod z dreszczykiem. Rozdział 12: Zdrada. Część 1.
Dwunastogodzinną podróż równą jak stół szosą nocnym autobusem relacji Bangkok – Phuket w większości przesypiam. Budzę się co jakiś czas i odczytuję dziesiątki esemesów od Piam. Są wśród nich wyznania miłości i tęsknoty, wyrzuty, że ośmielam się ją zostawić na kilka dni, że nie wziąłem ich ze sobą, że jak to ja mogę chcieć spędzić czas bez nich? Są też oskarżenia, że w Phukecie czeka na mnie stado kochanek albo że zamierzam cały czas spędzić w burdelu. Potrzeba znalezienia sobie kochanki lub pójścia do burdelu wzrasta wprost proporcjonalnie do liczby oskarżeń, jakie muszę odczytywać. Skoro w jej oczach jestem taki zły i okropny, to w sumie co za różnica?
Wysiadam z autobusu na wyspie w okolicach Thalang, skąd pochodzi Ploy — moja pierwsza tajska kochanka. Oczywiście wysłałem jej maila, że będę w Phukecie, ale kazała mi się odwalić, bo znalazła sobie już nową wielką miłość. Pewnie w końcu ktoś skusił się zapłacić jej za uniwersytet. Do Aing też napisałem, ale nie dostałem odpowiedzi. Łapię mototaksówkę do Laguna Phuket. Kropiący deszcz wkrótce zamienia się w potężną ulewę charakterystyczną dla pory deszczowej, która właściwie powinna się już skończyć. Na miejsce docieram przemoczony do suchej nitki.
Laguna Phuket to więcej niż hotel. To cały ośrodek, w skład którego wchodzi siedem znanych hoteli, jak Banyan Tree, Angsana Laguna Phuket, Laguna Beach Resort, Outrigger Laguna Phuket Resort and Villas, Best Western Allamanda Laguna Phuket, Laguna Holiday Club Resort i oczywiście mój — Dusit Thani Laguna Phuket. Oprócz hoteli są tu także luksusowe salony masażu, restauracje, bary, ekskluzywne butiki. Całość położona jest w dużym tropikalnym parku wzdłuż czystej, białej, ośmiokilometrowej plaży prowadzącej wprost do błękitu Morza Andamańskiego. Czy można sobie wyobrazić lepsze miejsce na odpoczynek od toksycznego związku?
Po zakwaterowaniu w Dusit Thani Laguna z satysfakcją stwierdzam, że tylko mój hotel położony jest bezpośrednio przy plaży. Resztę dnia spędzam, pływając w morzu, mocząc się w wielkim basenie o nieregularnym kształcie położonym w cieniu palm kokosowych i drzemiąc w luksusowym pokoju. Wszystko to jest przez trzy dni moje za mniej niż 80 złotych dziennie. Może nauczycielski fach w Tajlandii jednak nie jest taki zły?
— Gdzie jesteś? — pyta Piam w esemesie.
— W hotelu.
— Jesteś sam?
— Tak.
— Nie wierzę ci.
— To masz problem.
— Już mnie nie kochasz. Nie ufam ci. Myślę, że powinniśmy się rozstać.
— Jeśli tego chcesz, to tak zróbmy.
— Widzisz? Zupełnie ci już nie zależy.
— Porozmawiamy o tym, kiedy wrócę.
— Nie mamy o czym rozmawiać!
— OK.
Mam dosyć. Mam serdecznie dosyć! Jest jeden sposób, żeby się zrelaksować i odpocząć od wszystkiego. Wyłączam telefon i wychodzę. Zmotoryzowana gondola zacumowana przy tradycyjnej tajskiej restauracji wchodzącej w skład Laguna Phuket zabiera mnie w kierunku głównej bramy ośrodka. Mam nauczycielską zniżkę na pokój, ale nie na restauracje. Nie zamierzam płacić za jeden posiłek tyle, za ile w Bangkoku mogę przeżyć cały tydzień.
Żeglujemy przez kilkanaście minut po spokojnych wodach laguny, a ja podziwiam zachód słońca nad strzelistymi, zielonymi drzewami. Laguna Phuket to jedno z niewielu miejsc na świecie, gdzie działalność człowieka nie była destrukcyjna dla środowiska. Wręcz przeciwnie, cały ośrodek został zbudowany na wyjałowionych glebach zrytych przez kopalnie cyny, które były jednym z głównych źródeł dochodów wyspiarzy przed nastaniem ery turystyki. Pomysłodawca projektu zasypał nieczynne kopalnie, posadził setki drzew i wybudował ośrodek. Oczywiście wiadomo, że przyświecała mu chęć zysku. Ale to i tak chyba lepiej, że dziś mamy tu ośrodek wypoczynkowy położony w wielkim i pięknym parku zamiast księżycowej pustyni.
W drodze do restauracji zaliczam dwugodzinny masaż w jednym z ulicznych przybytków. Decyduję się na jedną godzinę tradycyjnego tajskiego masażu i jedną godzinę masażu olejkowego. Tym razem wybieram wersję bez szczęśliwego zakończenia. Ze wszystkich knajp wybieram tę, przed którą stoi ładna Tajka w tradycyjnym ludowym stroju rodem z azjatyckiej baśni. Daję się ponamawiać przez pięć minut na to, aby zjeść kolację właśnie tutaj, jednocześnie flirtując z nią bezlitośnie. Laska nie przestaje się czerwienić, uśmiechać i chichotać. Dobrze sobie przypomnieć, jak to jest być prawdziwym mężczyzną.
Biorąc pod uwagę fakt, że restauracja jest nastawiona na turystów, o czym świadczy anglojęzyczne menu i ceny potraw, nie wierzę, że są w stanie przygotować tajską potrawę w prawdziwie tajski sposób. W większości takich miejsc, mimo wyraźnych instrukcji, że ja naprawdę lubię jeść na ostro, na widok faranga chili wypada kucharzom z ręki. Jem pizzę — pierwsze europejskie żarcie od miesięcy.
Wychodząc, flirtuję jeszcze przez chwilę z Nok, która wciąż wygląda równie zjawiskowo jak przy wejściu. Zapisuję jej numer telefonu i wręczam jej swoją wizytówkę. Po włączeniu telefonu dowiaduję się od Piam, że mnie nienawidzi, bo wyłączyłem telefon, żeby spokojnie móc bzykać dziwki w burdelach. Nie odpisuję. Po godzinie wahania umawiam się z Nok na lunch na następny dzień...
Ciąg Dalszy Nastąpi...