Wspomnienia Józefa Sznajdera żołnierza AK okręgu Lwów - Część 15 - "Wywózka"
Dnia 13 września w godzinach rannych wezwano nas około 2000 osób na plac Przesyłki z Tłumakami, kto co miał na plecach i pod silną strażą z karabinami w rękach pędzono nas ulicami Lwowa. Przed wyjściem oznajmiono nas że jeżeli ktoś wyjdzie z szeregu w prawdzie to nie były szeregi tylko tłum ludzi(szag w prawo szag w lewo strzelali buduti) krok w prawo krok w lewo strzelać będą. Pędzono nas ulicą Zamorsynowską, Kazimierzowską, Tokarzowskiego a następnie Grodecką na dworzec kolejowy Czerniowiecki. W czasie pędzenia widziałem jak jeden spędzonych niedużo wysunął się na bok i wtenczas podszedł NKWDziasz i kolbą karabinu uderzył go w bok. To szczęście że go nie zastrzelił. Na dworcu Czerniowieckim na rampie był już przygotowany skład pociągu z wagonów 10-tonowych, ile ich było nie wiem, ale było ich sporo. Były one odrutowane drutem kolczastym i do każdego wagonu załadowano nas 50 osób. W wagonie był nieduży piecyk żelazny oraz drzwi z drugiej strony częściowo odsunięte gdyż w tym otworze była wstawiona była wstawiona z desek nieszeroka rynienka dla celu fizjologicznego załatwiania się pasażerów to jest więźniów. Na drugi dzień zauważyłem przez okno które było również zakratowane a właściwie nie wolno było zaglądać ale z daleka od okna zobaczyliśmy że w oddali zbierają się ludzie po drugiej strony rampy a rampa była dość szeroka spozierając nie patrzyli na nasze wagony. Koło naszych wagonów kręciło się sporo wojskowych z karabinami pilnując nas aby ktoś nie uciekł lub z ludzi postronnych nie podszedł do naszych wagonów. Między tymi kręcącymi się ludźmi zauważyłem swoją rodzinkę to jest rodziców i siostry którym dałem znak gdzie jestem. Myślałem że nie zauważyli gdyż to było nie spowodu samego okna ale z oddali. Zaraz rodzice z siostrami skryli się pomiędzy wagony tak aby nie byli spostrzeżeni przez ochronę naszych wagonów, a widzieli dobrze to nasze jedno okno które nie było zasłonięte tylko zakratowane. W południowej porze odsunięto drzwi do naszego wagonu w celu podaniu nam chleba pokrajanego na porcje. I w tym momencie podeszła moja siostra młodsza mająca wtedy 17 lat prosząc wojskowych którzy nam podawali chleb a trochę prowiantu jaki przemyciła aby mnie podano. W tym momencie wywołał moje nazwisko a kiedy się ukazałem zabrał torbę od siostry nie podając mi a natychmiast zatrzasnął drzwi wagonu i siostrę odpędzając od wagonu. Nie upłynęła godzina jak nasz skład wyciągnięto z tego toru i postawiono na innym torze pomiędzy dwoma towarowymi składami tak aby nikt nie mógł podejść do wagonu i z nikim nie można było się kontaktować. Na trzeci dzień wyruszyliśmy w drogę.
Przed wyjazdem spędzono nas to jest 50 osób na półwagonu po za piecykiem , a w tej wolnej połóweczce zajął miejsce jeden wojskowy z konwojentów czy on miał broń czy też nie, nie wiemy. Zabroniono nam tą stronę nam przechodzić najwyżej tylko do rynienki w celu załatwienia się , a z nim również nie wolno było rozmawiać. My natomiast całą drogę siedzieliśmy na podłodze z tobołkiem tak że jeden pomiędzy nogami drugiego. W tym wagonie było duszno a na dworze jeszcze nie było tak zimno że nie zachodziła konieczność palenia w piecyku. Przed wyruszeniem w drogę słyszałem że po dachu wagonu ktoś przeleciał prawdopodobnie z psem, a dołem z jednej i drugiej strony ktoś obsługi uderzał młotem w ściany, natomiast konwojent w wagonie naznaczył czterech dyżurnych w każdym rogu grupy którego obowiązkiem był po uderzeniu młotem w ścianę meldować głośno że w wagonie jest tyle a tyle to jest 50 więźniów. Nic się nie stało, wszystko jest w porządku, chorych nie ma i wszyscy zadowoleni. Tak po kolei trzeba było meldować. Takie bieganie po dachu odbywały się kiedy pociąg całkiem zwalniał i miał się zatrzymać, a na postoju co chwileczkę było pukanie do ścian i trzeba było meldować , czy to było w dzień czy też w nocy, z tym że w nocy zauważyliśmy że przodu jak i też i z tyłu był oświetlony przez wielkie reflektory umieszczone na przedzie i tyle pociągu. Jadąc nie wiedząc którędy gdyż do okna nie można było podejść gdzie i na jakiej stacji stoimy. Kiedy podawano nam chleb raz dziennie 300 gram od czasu do czasu czerpak wody „hipiałku” oraz raz na 2 dni 500 gram zupy Tz. Bałandy a czasami słoną rybkę 7 szt. Wielkości około 5 cm . W czasie takiego postoju udało nam się zauważyć nazwę niektórych miejscowości jak i następnie staliśmy trzy dni na różnych stacjach Moskwy, gdzie dano nam chleb już nie razowy lecz kukurydziany z domieszką opiłek drewnianych jaki otrzymywaliśmy już do końca drogi. Zauważyłem jeszcze że zatrzymaliśmy się w Jarosławiu, Kołtas oraz Pieczora. Tak po 21 dniowej męczącej podróży zajechaliśmy do stacji Workuta leżącej daleko na Północy za kołem podbiegunowym.
@tipu curate
Upvoted 👌 (Mana: 25/30 - need recharge?)
Congratulations @radomirgs! You have completed the following achievement on the Steem blockchain and have been rewarded with new badge(s) :
You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
To support your work, I also upvoted your post!
Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!