Kłopoty z Izraelem a XVII wiek
W związku z trwającym kryzysem w relacjach Polski z Izraelem przypomniałem sobie pewną historię z XVII wieku.
W 1650 roku Rzeczpospolita znajdowała się w ciężkiej sytuacji. Trwało powstanie Chmielnickiego. Wtedy to do Warszawy przybył poseł moskiewski Jerzy Gawryłowicz Puszkin. Zdumionym senatorom w sposób niezwykle bezczelny i wulgarny przedstawił żądania cara. Otóż car żądał spalenia wydawanych w Rzeczpospolitej książek w których pomiędzy opisami zwycięstw Władysława IV znieważano cara i jego rodzinę. Wprawdzie w większości przypadków zniewagi polegały jedynie na niedostatecznej tytulaturze, ale kilka prawdziwych obelg też się znalazło. Oprócz tego car żądał skazania na śmierć winnych obrazy, oddania Moskwie Smoleńska oraz kilku innych miast oraz pół miliona złotych. W przeciwnym wypadku groził Rzeczpospolitej wojną.
Senatorowie odpowiedzieli następująco: "Król oraz my ksiąg drukować nie rozkazujemy i nie wzbraniamy, który drukarz wydrukuje dobre i sprawiedliwe rzeczy, to my chwalimy, a jeśli głupcy wydrukują coś lichego, niegodnego i kłamliwego, to my, panowie Rada, z tego się śmiejemy. Jeśli zaś nikt książek drukować nie będzie, to potomkowie nasi nic o nas wiedzieć nie będą (...). U nas druk wolny, tak na mocy prawa, jak i zwyczaju narodów..."
Samemu zaś posłowi, celem zyskania na czasie, zarzucono przekroczenie swoich pełnomocnictw.
W międzyczasie dzięki pojawieniu się możliwości wykorzystania chana przeciwko carowi, nasza sytuacja się polepszyła. Car trochę zmiękł i złagodził żądania. Ostatecznie Rzeczpospolita zgodziła się na wyrwanie z inkryminowanych książek wybranych stronic zawierających obelgi oraz spalenie ich na stosie. Zażądano też od posiadaczy tych książek oddanie ich urzędom, celem wyrwania odpowiednich stronic. Oczywiście doszło do efektu Streisand w wersji XVII wiecznej. Prawie nikt książek nie oddawał, a co więcej, ich do tej pory niesprzedane egzemplarze szybko znalazły nabywców.
Podczas palenia wyrwanych stronic lud warszawski był bardzo oburzony. Mówiono: "Lepiej by król zerwał pokój z Moskalami albo miasta ustąpił, zamiast tak hańbić koronę polską. Oto palą teraz na rynku sławę Zygmunta i Władysława!" Zgodę na ingerencję cara w wolność słowa powszechnie odbierano jako brak godności.
Czy pójście na kompromis było słuszne? Jak zawsze w historii - pewności nie mamy. Pewne jest tylko to, że po 4 latach i tak mieliśmy wojnę z Moskwą a co więcej od tej pory carska cenzura regularnie ingerowała w wydawane w Rzeczpospolitej treści.