Altruizm vs Egoizm [PL]
Hej!
Jednym z moich pierwszych wpisów na Steemit był post „Wszyscy jesteśmy egoistami”. Keynes (za którym nie przepadam) mawiał: „Kiedy zmieniają się fakty, ja zmieniam zdanie”. To powiedzenie nieco zagrało we mnie wewnętrznie, więc chciałbym wrócić do tego co twierdziłem w przeszłości.
Zacznę od tego, że nie wycofuję się ze swoich słów. A przynajmniej do końca. Nie zaprzeczam, że tak myślałem i nie jest tak, że teraz się od nich odcinam i trudno mi się z nimi zidentyfikować. Po prostu jako człowiek ewoluowałem (ani na lepsze, ani na gorsze, po prostu się zmieniłem) i życie zweryfikowało prawdy, które wyznawałem.
Wróćmy do definicji egoizmu. Za wikipedią: „nadmierna albo wyłączna miłość do samego siebie. Egoista kieruje się przeważnie własnym dobrem i interesem, nie zwracając zbytniej uwagi na potrzeby i oczekiwania innych." Podtrzymuję zdanie, że definicja jest niejasna. Wciąż nie wiem, czym jest nadmierna miłość i jak to zmierzyć.
Porównajmy to z definicją altruizmu: „zachowanie polegające na działaniu na korzyść innych. Polega ono na dobrowolnym ponoszeniu pewnych kosztów przez jednostkę na rzecz innej jednostki lub grupy, przeciwstawne zachowaniu egoistycznemu. […] Termin ten wprowadził August Comte w pierwszej połowie XIX wieku jako pojęcie dotyczące zachowania zarezerwowanego wyłącznie dla człowieka, który potrafi zrzec się części swoich praw na rzecz innych.”
Nieco bawi mnie fakt, że w definicji altruizmu pojawia się egoizm. Stawiam hipotezę, że jako gatunek ludzki mamy nieprzepartą ochotę podejmować się próby opisania świata i segregowanie absolutnie wszystkiego. No wiecie: podział na florę i faunę. Kolory ciepłe i zimne. Muzyka wesoła i smutna. I tak dalej. Nasze słowa budują rzeczywistość i świat i staliśmy się w pewnym stopniu ich niewolnikami.
Wygląda więc na to, że będą egoistą kocham siebie bardziej niż innych, a będąc altruistą kocham innych bardziej od siebie. WOW, brawo Krzysiek, musiałeś długo nad tym myśleć. Mam wrażenie, że panuje wszechobecne przekonanie, że egoizm jest zły, a altruizm dobry. Z drugiej strony, są osoby (jak Ayn Rand i ja sprzed 2 lat), które uważają że egoizm jest neutralny i może bywać dobry, a altruizm jest szkodliwy (choć oczywiście też może być, i często jest, dobry). A gdybyśmy to zmiksowali?
Przyznam się, że padłem ofiarą własnych definicji i tego jak opisuję i widzę świat. To, co moi znajomi nazywali altruizmem, ja nazywałem egoizmem. Byłem gotów do słownej utarczki, żeby udowodnić że w ludzkich działaniach altruizm nie występuje lub występuje ekstremalnie rzadko. Że np. moje działania na rzecz organizacji charytatywnych jest podyktowane egoizmem, a nie altruizmem. I naprawdę, w tamtym czasie bez większych problemów wybroniłbym się ze swoich tez. Cos jednak po drodze się zmieniło.
W formułowaniu swoich myśli, a więc używając słów, stworzyłem bardzo szeroką szufladę, na której widniał napis „Egoizm”. Szufladę z napisem „Altruizm” starałem zakopać się za wszelką cenę, nie zaglądając nawet do środka. Byłem przekonany o nieomylności swoich przemyśleń w tym temacie. Poskutkowało to pewnymi ograniczeniami. Mianowicie, bardzo trudno było mi otworzyć się na argumenty drugiej strony, gdy każdy z nich próbowałem zripostować zamiast zrozumieć. Miałem ograniczone pole widzenia, bo (wstyd przyznać) wcale nie próbowałem pojąć przeciwstawnej idei.
Ze zmianą wiąże się prywatna historia. Około dwóch lat temu, niedługo po napisaniu poprzedniego wpisu, wróciłem do Kościoła i zacząłem dbać o sferę duchową. Nie chcę się o tym mega rozpisywać, ale w dużym skrócie uczyniło mnie to znacznie bardziej wrażliwym. Od tamtej pory, gdy bezinteresownie pomagałem ludziom (to mogła być pomoc kobiecie która upadła lub wykonanie przelewu na szczytny cel), zacząłem jakoś wewnętrznie czuć coś innego. Coś, co nie przypominało wcale egoistycznej chęci pomocy, ale powiększała serce. Szuflada, którą chowałem na dnie strychu została odkurzona. Chwilę potem wyciągnąłem ją na wierzch, by w końcu umieścić ją na równi z jej Nemezis: egoizmem.
Czuję się teraz bogatszy wewnętrznie. Chodzi o to, że rozumiem w końcu obie strony. Ze spokojem mogę słuchać argumentów ich obu, bo nie identyfikuję się z żadną z nich. Jako że finalnie liczą się efekty, moim efektem jest większa empatia, a mniejsza chęć racjonalnego udowadniania światu, że rzeczywistość jest dokładnie taka, jak moja narracja. Takie więc podsumowanie sierpniowych przemyśleń w stylu rastafari z Jamajki: rzadziej używajmy definicji, gdy odnosimy się do ludzi i ich działań. Nas samych też to dotyczy.