"Na granicy" (2016r.) - film ma wady, ale i tak warto obejrzeć. No i te Bieszczady...

in #polish6 years ago

 Ten obszar geograficzny aż prosi się o to, by filmowcy częściej do niego zaglądali. Bieszczady... Dzikość, przestrzeń, okrutna zima i prawdziwi, nie zniszczeni przez cywilizację ludzie. Gdy dwa lata temu oglądaliśmy drugą serię „Watahy” to aż człowiek szczękę zbierał z podłogi. Był tam i klimat i bardzo poważnie potraktowane problemy przygranicza. Zatem nie ma się co dziwić, że film „Na granicy” Wojciecha Kasperskiego czekałem dość mocno i miałem nadzieję, że jak najbardziej będzie to czas, który będę wspominał bardzo dobrze. Zobaczyłem go w końcu przez weekend. Jest na Showmax. 

W odciętej od cywilizacji bieszczadzkiej chacie dwaj bracia i ojciec spotykają tajemniczego nieznajomego, który sprowadza na nich niebezpieczeństwo. Sama rodzinka jest po delikatnych przejściach, więc podróż w tak odległe miejsce ma być dla niej swego rodzaju katharsis. I rzeczywiście się tak dzieje. Bo jest i tajemnica, i niepokój. Ale także spotkanie „starego z młodym” co zawsze cieszy oko dla widza, który chce wychwycić za pomocą sztuki jak zmienia się współczesny świat.  

 

(zwiastun filmu) 

Największym jednak plusem produkcji są niesamowicie piękne kadry. Z jednej strony wiadomo – Bieszczady są samograjem. Ale z drugiej... Za uchwycenie tego cudownego miejsca odpowiada Łukasz Żal. Ten, który był operatorem między innymi „Legend polskich”, „Idy” (nominacja do „Oscara”) czy też „Zimnej wojny”. W kadrze czuć naturę i jej złowrogi charakter. Ale także duszne przestrzenie, które są rdzeniem miejsca akcji. Jednak w obrazach wyłapiemy także samotność naszych bohaterów. A to już nielada sztuka

 

(wywiad z Marcinem Dorocińskim o filmie)

 Film ma znakomitą obsadę – Marcin Dorociński, Andrzej Grabowski i Andrzej Chyra to nazwiska, które są gwarantem, że poziom filmu na bank będzie zachowany. Każdy z nim ma swoją tajemnicę. Każdy z nich powoli ujawnia jakie są jego cele i do czego pozostali są mu potrzebni lub nie. Uzupełniają ich Kuba Hendriksen i Bartosz Bielenia. Różnicę w doświadczeniu widać. Ich postacie są nieco naiwne i niedojrzałe.  

 

(Jedna z recenzji) 

Dość sporym minusem filmu wydaje mi się narracja. Mnie osobiście może nie przeszkadzała jakoś nie wiadomo jak, ale dla fanów współczesnego języka filmowego może być rozczarowanie. Bo aż bije po oczach latami 90-tymi. Rozwiązania stylistyczne, aktorzy i oświetlenie przenoszą nas do tamtych czasów. Naturalnie wielu z nas bardzo takie rozwiązania lubi, więc ten „spory minus” to poczucie oczywiście „subiektywne”.   Uwielbiamy takie filmy, gdzie czujemy się swojsko i chcemy identyfikować się z bohaterem. Tutaj to dostajemy, bo nie ma udawania. To dobre kino, które daje trochę satysfakcji. Ma swoje minusy, ale powiedzmy sobie uczciwie – wolę minusy od filmu w którym o coś chodzi i akcja do czegoś prowadzi, niż oszukiwanie i dodawanie emocjonalnej pustki jako wielkiego dzieła.   

Sort:  

Bardzo przyjemna recenzja :D

Dzięki :)

Obsada i scenerie na pewno zachęcają do obejrzenia. Szkoda tylko, że wad jest też trochę i ludzie to dostrzegają. Średnia ocen na filmweb nie powala...

Nie powala, jest o ok. 1.5 punkta za nisko jak dla mnie. Może po prostu ludzie spodziewali się więcej.