Volenti non fit iniuria? Rzecz o tym, jak to się dzieje, że sprawca staje się ofiarą [Cz. 2]steemCreated with Sketch.

in #wolnosc7 years ago

Witajcie!

Po, stanowczo zbyt długiej, przerwie, powracam by dostarczyć zainteresowanej garstce z Was (acz czyni to Wasze grono wielce ekskluzywnym) drugą część moich rozważań dotyczących obrony koniecznej.

Zgodnie z obietnicą, w tym wypadku postaram się przybliżyć kilka „kazusów”, przypadków z sal sądowych, gdzie sprawiedliwość bądź to okazała się rzeczywiście być ślepą, bądź – przeciwnie – wobec odwagi sędziów i błyskotliwości dokonanej przez nich analizy stanu faktycznego i zastosowania prawa, wypada jedynie z pokorą pochylić głowę, no i uczyć się od najlepszych.

Tym razem, chcę Wam opisać sprawę rozpoznawaną w I. instancji przez Sąd Okręgowy
w Jeleniej Górze. Tenże sąd skazał oskarżonego za zabójstwo (art. 148 § 1 kk). Na skutek apelacji wywiedzionej przez obrońcę oskarżonego, sprawa zawisła na rozprawie apelacyjnej przed Sądem Apelacyjnym we Wrocławiu.

Stan faktyczny sprawy prezentował się natomiast następująco:

Do zdarzenia doszło w dniu 19 kwietnia 2014 r., pomiędzy dwoma mężczyznami atakującym (ofiara) i broniącym się (oskarżony). Narzędziem użytym do obrony był scyzoryk z blokującym się siedmiocentymetrowym ostrzem.

Już Sąd Okręgowy - wydając wyrok w I. instancji - ustalił, że oskarżony działał w ramach obrony koniecznej, jednak rażąco przekraczając jej granice. Co istotniejsze, sąd I. instancji przyjął, że oskarżony działał wtedy w zamiarze ewentualnym zabójstwa napastnika (co oznacza, że przewidywał możliwość pozbawienia go życia i godził się z tym).

Zamach podjęty przez atakującego natomiast, jak ustalił sąd polegał na użyciu przemocy fizycznej, tj. szarpaniu, uderzaniu rękami i pięściami po ciele.

Przy czym Sąd Apelacyjny ustalił, że:
„oskarżony nie był osobą agresywną, tą była ofiara, oskarżony od początku zdarzenia starał się uniknąć konfrontacji z napastnikiem mającym przewagę nie tylko fizyczną, ale i psychiczną, uspokajał go, odchodził od niego, wręcz zaczął uciekać. Nie dążył zatem w żaden sposób do konfrontacji z agresywnym i nietrzeźwym (przyp. moje) napastnikiem. Jego cechy osobowości, ale i zachowanie w toku zdarzenia wskazują, że chciał uniknąć zatargu z osobą, której nie znał i z którą nie miał wcześniej żadnego kontaktu. Zmierzał do uniknięcia starcia i obrony własnego bezpieczeństwa poprzez oddalenie się z miejsca zdarzenia. Trudno w takich okolicznościach przyjąć, że tak daleko sięgał swym zamiarem, że obejmował swą wolą i świadomością skutek tak dalece idący, jakimi jest spowodowanie śmierci ofiary. Jego postawa wskazuje, że myślał on o własnym bezpieczeństwie, a nie o doprowadzeniu do śmierci agresywnego i atakującego napastnika”.

Ostatecznie zatem, Sąd Apelacyjny zmienił – pozornie nieznacząco – wyrok, eliminując
z jego treści zamiar zabójstwa, a w jego miejsce wprowadził działanie z zamiarem spowodowania tzw. ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.

źródło

Spór w tej sprawie ogniskował się nie tyle na tym czy zachowanie przedsięwzięte przez oskarżonego stanowiło obronę konieczną, ale czy w dynamicznej sytuacji bójki ulicznej osoba broniąca się (w tym nawet nożem), dźgając napastnika ma realną świadomość możliwości pozbawienia napastnika życia.

Moim zdaniem, słusznie Sąd wyeliminował zarzut zabójstwa, co wpłynęło również istotnie na końcowy wymiar kary (z 3 lat i 8 miesięcy na 1 rok i 6 miesięcy). Jest to jeden z tych nielicznych wyroków, gdzie widać iskierkę nadziei, że jednak wolności obywatelskie nie są w tym państwie w całości lekceważone dla ochrony źle rozumianego państwa prawnego.

Dla zainteresowanych, pierwsza część materiału, o tu:
cz. 1

20170724_210039.jpg

Sort:  

Ale i tak skazał go na więzienie?! Farsa

Ano, skazał. Jednak nie za zabójstwo. A to - kuriozalnie - w obecnym stanie mentalności i dorobku orzecznictwa, dużo.

Ogółem, w uzasadnieniu tego wyroku, Sąd Apelacyjny zacytował słuszne orzeczenie Sądu Najwyższego:

„ani zadanie ciosu w miejsce dla życia ludzkiego niebezpieczne
ani nawet użycie narzędzia mogącego spowodować śmierć człowieka samo przez się
nie decydują jeszcze o tym, że sprawca działał w zamiarze zabicia człowieka, chociażby
w zamiarze ewentualnym”

Problem, jak już pisałem Koledze @onufry, rozbija się o interpretację granic obrony koniecznej, ujętych w ramach tzw ekscesów, intensywnego i ekstensywnego.

Szczerze mówiąc to ja życzę takiemu jednemu czy drugiemu sądowi, żeby ktoś go tak edukacyjnie gdzieś napadł i mu co najmniej niezły wpierdol spuścił ;-)

Z tą obrona konieczną w polskich realiach to jest jedna wielka granda. Obrona konieczna z definicji powinna być nieograniczona i całe ryzyko powinno być ponoszone przez napastnika.

Do tego odnosi się właśnie tytuł tego minicyklu: Volenti non fit iniuria - chcącemu nie dzieje się krzywda. Dokładniej, napastnik, podejmując atak (akt "chcenia") nie może być - w założeniu - traktowany jako strona konfliktu, której dzieje się źle.

Jednak, chociażby słuchając naszych polityków i ich wykrzywionego obrazu rzeczywistości, wydaje się (niestety!), że z socjalistycznego myślenia o obronie koniecznej, szybko się nie wykopiemy.

Jedyna nadzieja w sądach właśnie, które muszą koniecznie zmienić swe myślenie o konieczności ochrony dóbr prawnych napastników. Tu naprawę dużo zależy od sądu, bo nawet najlepsze prawo nic nie zdziała, jeżeli system będzie przywiązany do myślenia w stylu "kiedyś było lepiej"...

Nie zgadzam się w kwestii prawa. Ono jest zwyczajnie głupie. A jak barany piszą prawo to trudno później mieć pretensje, że jest ono stosowane. Wystarczy wykreślić te bzdety o przekroczeniu granicy obrony koniecznej i niewspółmierności. Na rozsądek sądów nie ma co liczyć bo większośc tych gości co tam siedzi jest niereformowalna.